Wczoraj właśnie Igrzyska Olimpijskie w Londynie dobiegły końca. Impreza kończąca Igrzyska wychodziła ponad normę. Naszym wspaniałym zawodnikom udało się przywieźć do kraju 10 medali. Pomimo że wszyscy stawiali na Naszych Siatkarzy, ale nie udało im się wygrac, to myślę, że każdy wierny kibic będzie o nich pamiętał. Tak jak teraz prawdziwi fani siatkówki pamiętają o ARKU GOŁASIU [*]. Chłopaku, który pochodził z moich stron, o który dowiedziałam się dopiero teraz. Wstyd się przyznać, że po 7 latach od jego śmierci, teraz poznałam jego życiorys. Jego osoba wywarła na mnie ogromne wrażenie, a zarazem wielkie wzruszenie oraz miliony wylanych łez... Mam duże pretensje do szkoły, nauczycieli, że nie propagują przeszłości, tak ważnej przeszłości. Nigdy nikt nie wspominał o postaci ARKA. Żaden nauczyciel nie poruszył takiego tematu, uczą wielu niepotrzebnych rzeczy, a zapominają o najważniejszych. To przykre. Byłam zbyt mała, żeby pamiętać Jego osobę ( miałam 9 lat ). Mieszkam 20 km od Jego rodzinnego miasta, a rodzice nigdy nie wspominali o Nim. Gdy teraz pytam, nie za bardzo wiedzą o kogo chodzi ( Może dlatego, że nie interesują się sportem i nie pamiętają wydarzeń sprzed 7 lat ? ). Aktualnie idę do nowej szkoły, do liceum. Będę mieszkała na stancji w O-ce, więc na pewno odwiedzę Arka na cmentarzu.
Wzruszyła mnie również 7-letnia przyjaźń, która zawiązała się między Arkiem Gołasiem a Krzysztofem Ignaczakiem ( obecnie siatkarz grający w reprezentacji polskiej ). Po śmierci Przyjaciela, Krzysiek przejął Jego numerek z reprezentacji, Jego "16". Ta liczba to było przeznaczenie Arka - 16 lipca 2005 miał wziąć ślub, ale wypadł ważny mecz, więc został przełożony na 21 lipca 2005 ( czwartek, który miał przynieść szczęście ), grał z "16-tką" na koszulce, a także 16 września 2005 miał tragiczny wypadek, w którym zginął jako 24-latek.
Zamieszczam artykuł znaleziony na
zyjemysiatka.pl , który najlepiej zobrazował życie Arka. Jestem wdzięczna autorce Izabeli Piaseckiej, która go stworzyła.
Carlos
Riuz Zafón pisał, że „są osoby o których się pamięta”. W myśl tej
sentencji pamiętamy o wspaniałym siatkarzu – Arkadiuszu Gołasiu, który
16 września 2005 roku zginął w wypadku samochodowym. Nie
obchodzimy kolejnej rocznicy Jego śmierci, Arek nie miałby teraz swoich
urodzin – po prostu chcemy, aby kibice zawsze o nim pamiętali, każdego
dnia.
Bo… ,,Arek był Aniołem, a Anioły nie żyją na Ziemi…’’
Reportaż ku pamięci ,,wielkiego’’ siatkarza, ale przede wszystkim ,,wielkiego’’ człowieka- Arkadiusza Gołasia.
,,Rodzisz się- to znak. Kocha Cię ten świat…’’
8
maja 1981 roku Danuta i Tomasz Gołasiowie pojechali na odpust do
Płoniaw. Właśnie wtedy Arek zdecydował się przyjść na świat. Makowski
szpital był wtedy w remoncie, dlatego przyszły siatkarz urodził się 10
maja 1981 roku w Przasnyszu. Jego kariera sportowa nie była jednak
oczywista od samego początku. W dzieciństwie uległ groźnemu wypadkowi.
Upadł z wysokości na beton. Miał wstrząs mózgu i pękniętą czaszkę. Nikt
nie sądził, że po czymś takim zostanie zawodowym sportowcem. A jednak
pozory czasami mylą…
,,Wszystko się może zdarzyć,
gdy głowa pełna marzeń,
gdy czegoś pragniesz,
gdy bardzo chcesz…’’
Przez
całą młodość mieszkał w Ostrołęce. Zaczął grać w siatkówkę już w wieku
10 lat w szkole podstawowej, do której uczęszczał. Nikt nie widział w
nim wówczas talentu siatkarskiego. Był wysoki, szczupły i co
najważniejsze pracowity. Nigdy się nie poddał i nie zniechęcił. Z
upływem czasu dostrzec można, że wysiłki opłaciły się, ponieważ w
momencie, kiedy Arek kończył pierwszy etap nauki, zauważył go trener
Krzysztof Felczak. ,,Kiedy
go zobaczyłem w akcji, byłem pod dużym wrażeniem. Pamiętam, że już
wtedy powiedziałem trenerowi kadry kadetów, Edwardowi Sroce, że za rok
pokażę mu chłopca, który stanie się objawieniem.’’- mówi Florczak. ,,Ciągle
jakaś choroba mu się przyplątywała. Ale gdy wyrósł i dojrzał, kłopoty
zdrowotne się skończyły. A innych nigdy z nim nie było. Chętnie pracował
na treningach, dobrze się czuł. Już w czasach kadeckich mówiłem mu żeby
szlifował języki obce. Wiedziałem, że trafi do ligi włoskiej, że zrobi
karierę.’’- dodaje. W ten sposób w 1996 roku piętnastoletni wówczas
Arek trafił do MKS MOS Wola Warszawa. Uczył się w liceum
ogólnokształcącym, trafił do internatu na Żoliborzu. Nie od razu jednak
stał się graczem pierwszej szóstki klubu ze stolicy. Przychodząc do
MOS-u grał przeciętnie, bronił jedynie niesamowitym wyskokiem, którego
co ciekawe nie powinien mieć ten, kto ma płaskostopie. Arek je miał, ale
udowodnił, że ciężką pracą i wytrwałością można pokonać każdą
przeszkodę, jeśli tylko naprawdę się tego chce. ,,Kiedy
Arek do nas przyjechał z Ostrołęki, ktoś zażartował: To będzie nasza
maskotka. Grać w siatkówkę nie umie, ale skacze jak kangur.’’-
wspomina Krzysztof Zimnicki, trener i dyrektor MOS-u Wola. I tak Arek
stał się ,,maskotką’’. Traktowano go w ten sposób, a jednak nie załamał
się i pracował dalej. Bardzo szybko stał się podstawowym graczem klubu.
Wtedy przyszedł czas na pierwsze sukcesy…
,,Jesteśmy mistrzami moi przyjaciele i będziemy walczyć dalej aż do końca…’’
W
drugiej klasie liceum dostał powołanie do drużyny kadetów. Wraz z nimi
zdobył w 1998 roku wicemistrzostwo Polski kadetów, rok później brązowy
medal Mistrzostw Świata kadetów w Arabii Saudyjskiej. ,,Miętosił ten medal w kieszeni i nie wiedział jak się pochwalić. To był bardzo skromny chłopak. Sukces go nie zepsuł.’’-
wspomina Dmochowski. Po trzech latach spędzonych w Warszawie Arek
zmienił szkołę. Przeniósł się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Spale.
Tam jako junior zdobył kolejny tytuł wicemistrzowski. W 2000 roku udało
mu się wywalczyć pierwszy złoty medal Mistrzostw Polski.
Po
zdaniu matury Gołaś podpisał kontrakt z AZS-em Częstochową. Uważano go
wtedy za młodego środkowego ze śmiesznym dołeczkiem w brodzie, w którym
drzemał ogromny talent. Wielu krytykowało pomysł ściągnięcia do klubu
tego gracza. Jednak, dziewiętnastoletni wówczas Gołaś nie bał się
konkurencji. Błyskawicznie robił postępy. W pierwszym składzie grał
dzięki kontuzji Siergieja Orlenki. Udało mu się wykorzystać ofiarowaną
przez los szansę. Razem z nim do zespołu dołączył Krzysztof Ignaczak…
Siedem lat przyjaźni to prezent od Boga…
Krzysztof
Ignaczak i Arkadiusz Gołaś poznali się w 1996 roku w Rzeszowie.
Krzysiek był na zgrupowaniu kadry B, a Arek uczniem SMS Spały. Jednak
ich przyjaźń rozkwitła, gdy obaj reprezentowali barwy klubu spod Jasnej
Góry. Bardzo szybko znaleźli wspólny język i w bardzo krótkim czasie
przenieśli boiskową przyjaźń do życia prywatnego. ,,(…)Wiedzieliśmy,
że to przeznaczenie postawiło nas na tej wspólnej drodze. Zaczęliśmy po
meczach chodzić na wspólne kolacje, od czasu do czasu robiliśmy wypady
na dyskoteki, byliśmy młodzi, chcieliśmy potańczyć, miło spędzić ten
wolny czas, którego nigdy wiele nie było, jak to w wyczynowym uprawianiu
sportu (…)’’- wspomina Igła, przyjaciel ,,Gołego’’. W Częstochowie Arek poznał także swoją przyszłą żonę-Agnieszkę….
,,Nie byłaś do końca normalną dziewczyną…’’
W
lutym 2001 roku Arek poznał, jak się później okazało miłość swojego
życia, Agnieszkę Dziewońską. Każde z nich miało wtedy swoje życie
prywatne. Ona miała chłopaka, on miał dziewczynę. Spotykali się jedynie
,,całą paczką’’ na stopie koleżeńskiej. ,,(…)
Pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie Arek: nieśmiały i kochany, to
chyba każdy mógł o nim powiedzieć nawet nie znając go (…)’’- wspomina pierwsze spotkanie Agnieszka. W tym samym roku Arek rozpoczął grę w seniorskiej reprezentacji…
,,Dla Polskich marzeń, uczuć,
atakiem wiary, zwycięstwu lżej,
będą dni chwały, radości łez…’’
W 2001 roku zaczęła się jego krótka, ale jakże piękna przygoda z seniorską reprezentacją Polski.,,Arek był nie tylko świetnym sportowcem, ale normalnym, spokojnym człowiekiem. A w naszych czasach to wielka i rzadka zaleta.’’- mówi Ryszard Bosek, który powołał dwudziestoletniego wówczas Gołasia do reprezentacji Polski. ,,Już wtedy wiedziałem, że będzie wielkim graczem. Wierzyłem w niego i nie zawiodłem się…’’ Pierwszy
mecz z seniorami Gołaś rozegrał w katowickim Spodku, w finale Ligi
Światowej. Był to debiut jak najbardziej udany. Od tej pory już zawsze
był na liście reprezentantów Polski. Niestety najczęściej jednak
występował jako rezerwowy. Arek studiował na Politechnice
Częstochowskiej, na kierunku Wychowania Fizycznego razem z Krzysztofem
Ignaczakiem, Michałem Winiarskim i Jakubem Oczko. Bywało, że czasami nie
docierał na zajęcia, wymawiając się później treningami. Siatkarz długo
starał się pogodzić naukę z pracą, ostatecznie jednak zrezygnował z
nauki. Wtedy Arek nie wiedział jeszcze, że wracając do Częstochowy na
sezon ligowy czeka go coś niezwykłego…
,,Ktoś mnie pokochał świat nagle zawirował,
bo ktoś mnie pokochał na dobre i na złe…’’
Kiedy
Arek wrócił z kadry do Częstochowy na ligę. Życie prywatne zarówno jego
jak i Agnieszki wyglądało zupełnie inaczej. Oboje byli sami. ,,(…)
Kolejne wspólne spotkanie ze znajomymi-siedzieliśmy- naprzeciwko siebie
i użalaliśmy się nad sobą, że jesteśmy tacy nieszczęśliwi, i że pewnie
sobie życia nie ułożymy, bo jesteśmy za dobrzy- innym dajemy z siebie
sto procent, a nikt tego nie docenia i nie odwzajemnia naszej miłości i
przywiązania. I nim się obejrzeliśmy, minęły trzy tygodnie i byliśmy
razem.’’- przypomina Agnieszka. ,,Znajomość
nasza kwitła, wszystko się szybko potoczyło. Było tak, że na ,,dzień
dobry’’ coś nas do siebie ciągnęło, dobrze się w swoim towarzystwie
czuliśmy, tak było od samego początku. Arek był bardzo nieśmiały. Ja też
do śmiałych nie należę- mówi się, że swój swego znajdzie- to
powiedzenie w naszym przypadku się sprawdziło.’’- dodaje. ,,Byliśmy
sobie pisani- nasz związek rozkwitł 21 listopada, w dniu naszego
pierwszego pocałunku. Już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy razem, razem
mimo wszystko.’’- kończy.
Siatkówka, siatkówka, siatkówka, ale i… fotografia oraz komputery…
Życie
Arka podporządkowane było jego największej miłości- siatkówce. Jednak
miał też inne pasje. Fotografia i komputery to był jego konik, który
pochłaniał go bez reszty. Znał się na tym. Kupował fachowe pisma i
chętnie doradzał kolegom. ,,(…)
Pasja fotograficzna zaczęła się bardzo niewinnie- od zwykłego aparatu, a
skończyło się na profesjonalnym sprzęcie i całej fotograficznej
obróbce. Uwielbiał to. Były to takie jego hobbistyczne ucieczki w swoje
zdjęcia przed otaczającymi go sytuacjami (…)’’- opowiada dla ,,Magazynu Siatkówka’’ Agnieszka.
,,Za żonę pojąć dziś Cię chcę,
dla Ciebie uczyć się ortografii…’’
,,Dzień
oświadczyn… Pamiętam bardzo dobrze. To było zabawne. Bardzo zabawne.
Zupełnie niespodziewane. Razem tworzyliśmy zwariowaną parę. Żyliśmy
trwając chwilą. Wracaliśmy z Ostrołęki. Był 8 marca. Arek zaczął ten
dzień od wręczenia kwiatów mamie i mi. Siostra- Kasia studiowała wtedy
już w Warszawie, więc życzenia złożył telefonicznie. Byłyśmy kobietami
jego życia. Jechaliśmy do Spały. Arek miał tam zgrupowanie związane z
przerwą ligową. Po drodze zdążyliśmy w Warszawie zrobić małą przerwę. Do
Galerii Mokotów wpadliśmy na małe zakupy. W międzyczasie koledzy
dzwonili już do Arka, informując, o której jest trening. Trzeba było się
spieszyć. Zostało nam około trzech godzin, by dojechać do Spały. Nawet
na konkretny obiad nie było czasu. Postawiliśmy na szybkie jedzenie. Kto
by pomyślał, że zdążyliśmy zaręczyć się tego dnia. Chodząc po sklepach,
między innymi, oglądaliśmy się też za biżuterią. W pewnym momencie,
Arek zapytał mnie, w jakim rozmiarze noszę pierścionki… zaczęliśmy
mierzyć. Arek już wtedy wiedział, co mnie czeka, ale ja niczego się nie
spodziewałam. Wcześniej pierścionek zaręczynowy był już pewny- mierzony.
Sprytnie to sobie zaplanował. Wtedy byliśmy ze sobą ponad trzy lata.
Wszystko zmierzało ku zaręczynom, ale, że akurat w takich
okolicznościach, tego dnia… to nie myślałam. W pewnym momencie Arek
powiedział, że mnie przeprasza, ale musi mnie zostawić na chwilkę.
Powiedziałam: ,,Pewnie, nie ma sprawy.’’ Minęło pięć, dziesięć,
pieniście minut, a Arka nie było. Jak już dotarł to biegiem wsiedliśmy
do samochodu. Śmiałam się, że lepiej będzie jak przebierze się na
trening w samochodzie, bo jak dojedziemy do Spały, to prosto pobiegnie
na halę. Bałam się, że się spóźni. Arek spokojnie odpowiedział, żebym
się nie martwiła, bo zdążymy… W pewnym momencie Arek zjechał na bok
drogi. Zatrzymał się w lasku. Pamiętam to miejsce. Nigdy go nie zapomnę.
Wyciągnął coś z kieszeni i to właśnie była ta chwila, ten czas i to
miejsce. To coś, to było pudełeczko, a w nim zaręczynowy pierścionek.
Arek pomógł mi je otworzyć… Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam pierścionek…
Byłam w szoku. Arek powiedział mi wiele ciepłych słów. Ledwo mogłam
złapać oddech. ,,Oczywiście, że się zgadzam.’’- powiedziałam. ,,Ale to
naprawdę pierścionek zaręczynowy?’’- pytałam. Nie mogłam w to wielkie
szczęście uwierzyć… W tej chwili romantyczny obrazek się skończył. Spała
czekała. Wsteczny i gazem na trening. Taka była proza życia. ,,Nie
mogłem czekać. Nie wytrzymałbym.’’- mówił Arek- ,,Przez tydzień nie
widzenia Ciebie, bym patrzył na pierścionek i tęsknił, i żałował, że
zwlekałem z oświadczynami.’’ Zapamiętam ten dzień, który bardzo
pielęgnuję w sercu. Po powrocie Arka ze Spały uczciliśmy to wydarzenie.
Poszliśmy na kolację, cieszyliśmy się każdą chwilą. Każda wspólnie
spędzona chwila była wykorzystana przez nas w stu procentach, tak jakby
świat miał się zaraz skończyć.’’- opowiada Agnieszka.
Siatkarz o ,,atomowej’’ zagrywce i ,,stratosferycznym’’ zasięgu…
Na
Mistrzostwach Świata w Argentynie w 2002 roku, Arek znalazł się jako
jedyny przedstawiciel ,,młodego pokolenia’’. Nadszedł czas na występy na
turnieju kwalifikacyjnym w Lipsku oraz na Mistrzostwach Europy. W
reprezentacji długo występował jako rezerwowy. Trener Gościniak powołał
Arka do kadry na turniej kwalifikacyjny w Portugalii. W sezonie
2002/2003 szkoleniowcy zdecydowali, że wystąpi jako podstawowy środkowy.
Zastąpił na tej pozycji Marcina Nowaka. Gołaś był wówczas najlepiej
punktującym nie tylko grupy, ale i turnieju. Pod przywództwem Raula
Lozano, podczas rozgrywek Ligi Światowej wraz z reprezentacją biało-
czerwonych zdobył czwarte miejsce. W czasie eliminacji do Mistrzostw
Świata w 2006 w Rzeszowie zajęli drugie miejsce w grupie. Dzięki temu
zapewnili sobie walkę o Mistrzostwo Świata. ,,(…)
Zapamiętam na zawsze jego wieczny uśmiech, którym witał nas codziennie
rano, oraz jego godną pozazdroszczenia gotowość do gry, absolutnie
wyjątkową nawet na tle tak zdyscyplinowanej drużyny jak nasza.’’-
wspomina Raul Lozano w swojej autobiografii. Środkowy był dobrym duchem
drużyny. Na każdym treningu i meczu dawał z siebie wszystko, Arka
okrzyknięto największym objawieniem siatkarskim ostatnich lat. Był
obdarzony doskonałą predyspozycją fizyczną. Szybkie postępy zawdzięczał
swojej pracowitości. Jego zasięg śp. Zdzisław Ambroziak określił jako
,,stratosferyczny’’. Polskim środkowym zaczęły interesować się inne
kluby.
Po zaręczynach Arek
podpisał kontrakt z Włoską Padwą. Było to spełnienie jego marzeń. Miał
okazję spróbować swoich sił w najmocniejszej lidze świata. ,,Propozycja
z Padwy to było spełnienie moich marzeń. Na pewno było mi ciężko
opuścić Częstochowę. Spędziłem w niej cztery lata i jestem naprawdę
przywiązany do tego miasta. Jednak musiałem zmienić środowisko, zacząć
zbierać nowe doświadczenia i umiejętności. Nie miałem wątpliwości, że
powinienem wyjechać.’’- mówił Arek w jednym z wywiadów. Klub nie
należał do czołówki Serie A, ale dla niego najważniejsze było grać i
zdobywać nowe doświadczenia. Nie chciał być rezerwowym. ,,Wyjeżdżając
do Padwy mówił, że jedzie do Serie A, aby nauczyć się blokować, gdyż
wielu zarzucało mu słabość w tym elemencie. Wracając po pierwszym
sezonie cieszył się i chwalił ile to on tam się nauczył.’’-
wspomina dla ,,Magazynu Siatkówka’’ Krzysztof Ignaczak. Nikt nie
oczekiwał od młodego Polaka cudów, jednak Gołaś znowu umiejętnie
wykorzystał szansę, jaką dał mu los. Szybko wdarł się do podstawowej
szóstki, co więcej, grał w niej tak dobrze, że został wybrany do drużyny
obcokrajowców na mecz gwiazd Serie A z reprezentacją Włoch. ,,Jest
to tradycyjne spotkanie, w którym występ jest zaszczytem i powodem do
dumy. Grałem kilka razy w takim meczu, ale działo się to w czasach kiedy
byliśmy najlepsi na świecie. Teraz do tego grona jest trudniej się
przebić, więc można cieszyć się, że doceniono Gołasia.’’- powiedział PAP mistrz olimpijski i świata Ryszard Bosek.
W Padwie Arek polubił także spędzanie czasu w kuchni. Jak mówi Agnieszka: ,,Jego potrawy były perfekcyjnie doprawione i miały niepowtarzalny smak.’’ Potwierdza
to również Igła, który za czasów gry Arka w Częstochowie bardzo cenił
sobie, przyrządzone przez przyjaciela… kanapki z baleronem.,,We
Włoszech podszkolił się w gotowaniu i sprzątaniu, ale od dzieciństwa
był typem, u którego wszystko miało swoje miejsce. Radził sobie super.
Zaprzyjaźnił się z chłopakami, zwłaszcza z reprezentantem Holandii Robem
Bontje. Nazywali ich w Padwie bliźniakami- na dodatek byli z tego
samego rocznika i między nimi było dosłownie dwa dni różnicy. Mieliśmy
przyjaciela Włocha Garghy, też siatkarza, który do tej pory gra w
Padwie. On też należał do grona kumpli z boiska. Chłopcy uwielbiali
szperać po Internecie, wymieniać się nowinkami technicznymi- dyskutowali
o różnym sprzęcie, samochodach- mogli o tym rozmawiać godzinami. Ja i
dziewczyna Roba Bontje w ogóle tego nie mogłyśmy pojąć, ale oni
zapominali wtedy o całym świecie.’’- opowiada Agnieszka. Pierwszy
sezon Arka we włoskiej Serie A był bardzo udany. Jednak klub
przeżywający kłopoty finansowe musiał zgodzić się na odejście kilku
zawodników. Gołaś skorzystał z okazji i już w czerwcu 2005 roku podpisał
kontrakt z czołowym klubem ligi włoskiej Lube Banca Macerata. ,,To
jedyny klub, który potrafił porozumieć się z Padwą w mojej sprawie.
Inne również się interesowały, ale właśnie Macerata zaproponowała
najkorzystniejsze warunki finansowe i pozyskała mnie. Jest to klub
bardziej utytułowany niż Padwa.’’- opowiadał Gołaś.
,,Bierzesz przyjacielu żonę.
Twoja sprawa i Twój los…’’
Ogromna
niespodzianka, którą prowadzący imprezę wspólnie przygotowali z
kibicami dla Gołasia miała miejsce po jednym z meczy reprezentacji, w
którym główną rolę odegrał właśnie Arek. Kiedy kibice wraz z zawodnikami
fetowali sukces, z głośników popłynęły takie oto słowa: ,,Proszę
państwa, bardzo prosimy o uwagę, ponieważ mamy dla państwa jedną bardzo
ważną wiadomość. Otóż jutrzejszy mecz z Rosją będzie ostatnim występem
Arkadiusza Gołasia w Reprezentacji Polski…’’ W
tym momencie spiker zawiesił głos, a w hali zrobiło się tak cicho, że
słychać było radiowych komentatorów, którzy prowadzili jeszcze swoje
relacje. Ludzie z niedowierzaniem spoglądali na siebie, to samo zaczęli
robić nasi reprezentanci, którzy wzrokiem szukali Gołasia. On sam zrobił
wielkie oczy i wyglądał na zdziwionego. Uśmiechnął się dopiero w
chwili, kiedy spiker dodał, że będzie to ostatni mecz w stanie
kawalerskim. Publiczność odśpiewała Arkowi ,,Sto lat’’, zawodnicy
utworzyli szpaler, pod którym przeszedł przyszły pan młody, a z
głośników popłynął Marsz Mendelssohna. ,,Ale numer.’’- powiedział
siedzący wśród kibiców Piotr Gacek, który nie mógł opanować śmiechu,
kiedy widział, jak nastoletnie fanki talentu Gołasia zaczęły ukradkiem
ocierać łzy. ,,To
co się stało w hali w Rzeszowie po meczu, było bardzo miłe. W życiu się
nie spodziewałem, ze mogę się aż tak dobrze czuć. Fajnie to wszystko
wyszło, bo nawet moi koledzy z reprezentacji nie wiedzieli, że coś
takiego się wydarzy. Oni też byli zaskoczeni i reagowali bardzo
spontanicznie. Wszystkim kibicom dziękuję za życzenia.’’- opowiadał Gołaś.
,,Już mi niosą suknię z welonem…’’
Ślub
Arka i Agnieszki miał początkowo odbyć się 16 lipca, ale niestety Gołaś
w tym czasie grał mecz, więc uroczystość została przesunięta na
czwartek, 22 lipca. ,,Ten
dzień miał nam przynieść szczęście.’’- mówi Agnieszka. ,,Przygotowania
do ślubu odbywały się bardzo szybko, zawsze było mało czasu spędzonego
razem, w takich chwilach wszystko jest na głowie dziewczyn- czy
formalności, czy urządzenie domu, różne zakupy, później wychowywanie
dzieci, w dużej mierze spoczywa na barkach żon (…) W dniu ślubu nie
spałam nerwowo. Wstałam rano i zaczęły się przygotowania. Spałam u
rodziców. Mamy jednego fryzjera, naszego przyjaciela Patryka, do niego
była cała rodzinna kolejka – na początek Arek, potem bracia, mama, a na
końcu ja. W między czasie Arek odebrał bukiet ślubny, było ogólne
zamieszanie jak to w takim dniu, każdy miał coś do zrobienia, pewnie
dlatego tak szybko nam minął ten dzień do chwili zaślubin. Tryskaliśmy
humorem- wszyscy nas podziwiali, że tak bezstresowo to przechodziliśmy –
żarty, wygłupy. Nasi rodzice byli bardziej spięci, rodzice zawsze
najbardziej przeżywają dzień ślubu swoich dzieci. Wszystko układało się
idealnie i spokojnie dopóki nie zadzwonił mój tata. Tata ma dobre
poczucie humoru, tak jak ja – zadzwonił z pretensją, gdzie ja jestem i
co robię, bo Arek już jest w domu, a mnie nie ma. A ja mówię, że
przecież jeszcze czas, tata wtedy rzucił, że żartuje, ale Madzia już
przyjechała i czekała na mnie. Magda Szymańska była moją druhną, a
Krzysiek Ignaczak drużbą Arka. Tym telefonem tata wprowadził mnie w
chwilowy stresik, który szybko minął. Wróciłam do domu, zaczęło się
ubieranie, końcowe przygotowania, Arek dzwonił, czy już może wyjeżdżać z
kamerzystą i fotografem, czy wszystko już gotowe. Naszym aparatem, a
bardziej Arka opiekował się mój kuzyn Michał, więc aparat uczestniczył i
w przygotowaniach i w ceremonii ślubnej. Arek sam nie mógł robić zdjęć,
więc coś musiał z tym zrobić, znalazł wyjście, chodź na weselu nie
odpuścił i porobił kilka fajnych zdjęć. Magda mi pomogła w ubieraniu,
ostatnie poprawki…przyjechał Arek ze swoimi rodzicami i z Krzyśkiem
…zaczęło się błogosławieństwo. Wzruszająca chwila- wiele pięknych słów,
drżenie głosu rodziców, a my spokojni, uśmiechnięci, szczęśliwi.
Trzymający się za ręce wolnym krokiem ruszyliśmy do kościoła. Tradycja
robienia ,,bramek” i wykupywania jest u nas bardzo żywa, więc tych
bramek na naszej trasie było sporo. Pięknie ozdobione, zrobione w formie
siatki, z zawieszonymi piłkami siatkarskimi, w każdej był element
siatkarski, znajomi bardzo się postarali, było pięknie. W kościele
wszyscy już na nas czekali. My się cały czas uśmiechaliśmy, byliśmy
szczęśliwi. Do ołtarza Arek szedł z mamą, później mnie tata poprowadził
do Arka- to piękny zwyczaj. Za nami drugie połówki naszych rodziców, a
za nimi świadkowie. Tata, jak to tata ze łzami w oczach mnie oddawał
Arkowi przed ołtarzem. Pamiętam to jak dziś… -,,Jest teraz Twoja…’’-
powiedział. Gości w kościele było bardzo dużo, rodzina, znajomi,
koledzy, koleżanki moje i Arka, kibice, ledwo się wszyscy pomieścili.
Patrząc sobie w oczy z uśmiechem złożyliśmy przysięgę, potem wymiana
obrączek. Było dość chłodno w tym dniu, ale nasze serca były gorące,
pełne miłości i spełnienia. Moim marzeniem było jechać z kościoła na
salę weselną dorożką, Arek zgodził się na ten pomysł natychmiast. To
było moje pragnienie pojechać konikami, jechaliśmy, pozdrawialiśmy
ludzi, wszyscy zwracali na nas uwagę. To był piękny dzień, pod każdym
względem, nieco chłodno jak na środek lata, ale nam to nie
przeszkadzało. Było sporo śmiesznych sytuacji podczas naszej podróży,
ludzie wyglądali przez okna i machali do nas. Wesele… Arek nie lubił
tańczyć, szczególnie w parach, musiałam nad nim popracować, bo jak bez
tańców w takim dniu. Całkiem dobrze mu to wychodziło. Tańczył ze
wszystkimi i nikt nie narzekał, wręcz przeciwnie. Wesele minęło bardzo
szybko, jak cały dzień, na który tak się czeka. To dziwne uczucie, ale
dni pełne emocji zawsze szybko się kończą. Orkiestra grała i śpiewała…
chłopcy też dorwali się do mikrofonów, dali nam wspaniały koncert,
trzeba było ich odciągać, bo za bardzo nie chcieli kończyć swoich
występów. Podróż poślubna trwała dwa i pół dnia, to chyba najkrótsza
podróż, ale dobrze, że była, nigdy jej nie zapomnę. Pojechaliśmy z
Ignaczakami i ich Sebastiankiem do Wisły. Tam był właśnie wspominany już
wujek rekin i ciocia Aga, która musiała ratować Sebastianka przed tym
drapieżnikiem. Iwona Ignaczak jest tłumaczem języka angielskiego i uczy
Sebastianka rożnych słówek, wtedy na tapecie był rekin- shark. Sebastian
lubił to słowo powtarzać. Pływaliśmy w basenie i wiadomo, jak jest
woda, to powinien być rekin i padło na wujka Arka, zabawa była przednia.
Wujek Arek przybrał postać rekina, Sebastianek uciekał, woda pryskała, a
Arek go gonił. Ubaw był niesamowity. Arek uwielbiał dzieci, a one
odwzajemniały to uczucie. Po tych dwóch dniach reprezentacja szykował
się na wyjazd na mistrzostwa Europy do Rzymu. Po Mistrzostwach Europy
wrócili i Arek miał tydzień wolnego, aby stawić się w nowym klubie Lube
Banca Macerata. Ten tydzień jak każdy inny, jak każdy wspólnie spędzony
czas, wykorzystywaliśmy go maksymalnie, ciesząc się sobą, rodziną,
przyjaciółmi. Przecież już niedługo mieliśmy być daleko od bliskich.
Miał się zacząć nowy, cudowny etap w naszym życiu…’’- wspomina Agnieszka.
,,A miało być tak pięknie,
miało nie wiać w oczy nam
i ociekać szczęściem.
Miało być sto lat, sto lat…’’
Arek
i Agnieszka Gołasiowie jechali do Włoch. Mieli tam rozpocząć nowe,
piękne życie. Arek miał wziąć udział w pierwszym treningu w swoim nowym
klubie. Oboje marzyli by wrócić z Italii we trójkę ,,(…)
Dzieci… nasze największe marzenie. Arek miał coś w sobie, jakoś
sprawiał, że wszystkie dzieci go uwielbiały. Był pogodny i zwariowany
wśród nich (…) Wokół mnie zawsze jest dużo dzieci, tak samo było z
Arkiem. Był kochanym wujkiem… dla niektórych wujkiem rekinem.’’- powiedziała dla ,,Magazynu Siatkówka’’ Agnieszka. Na łamach ,,Gali’’ mogliśmy również przeczytać o niespełnionym marzeniu: ,,Dojrzewaliśmy
do założenia rodziny. To chyba największa dojrzałość, kiedy młode osoby
postanawiają, że chcą stworzyć małe ,,Gołasiątka’’, jak żartowaliśmy
(…)’’.
,,Życie choć piękne tak kruche jest.
Wystarczy chwila by zgasić je.’’
16
września 2005 rok. Godzina 7:10. Autostrada A2 w Giffen, Austria. Jedna
chwila zmieniła całe ich życie. Byli młodzi i szczęśliwi. Jechali by
spełniać swoje marzenia. W pewnym momencie samochód Gołasiów nagle
zjechał na prawą stronę i uderzył w betonową podstawę ściany
dźwiękoszczelnej. Arek zginął na miejscu. Podobno nie spojrzał nawet
śmierci w oczy, bo zginął na miejscu. Agnieszkę przewieziono do
szpitala. ,,Dwa
lata temu Arek kupił Forda Focusa. Kiedy dowiedziałem się o wypadku,
pomyślałem w pierwszej chwili, że coś z tym Focusem się stało, że może
jakaś awaria. Ale potem dowiedziałem się, że jechał nową Toyotą Avensis,
którą odebrał zaledwie kilka dni wcześniej. Nawet nie chce gdybać co
się stało, ale faktycznie 7:10 to czas spania. Może więc przysnęli.’’- zastanawiał się Dmochowski. ,,Podobno
po wypadku byłam przytomna, ale nic nie pamiętam. Z podróży tylko to,
że cały czas spałam. Arek pierwszy prowadził samochód. Pamiętam, jak
mnie obudził i powiedział: ,,Przesiadaj się, bo jestem zmęczony. Jak
coś, to mnie obudź.’’ Tylko to pamiętam. I ze szpitala wyrywkowe rzeczy.
Po wypadku powtarzano mi, że Arek jest w innym szpitalu i nie wiedzą,
co mu jest. Rodzice jechali do Austrii, już wiedząc, co się stało. A ja
podobno postawiłam szpital na nogi. Zrobiłam awanturę, że nie chcą mnie
puścić do Arka. Zadzwoniłam do taty, żeby ratowali mi męża. Pamiętam
tylko migawki. Jedno mrugnięcie powieki: wsiadamy do samochodu, drugie
mrugnięcie: szpital. Trzecie: już są rodzice i mówią, co się stało.’’- opowiada o wypadku dla ,,Gali’’ Agnieszka.
,,Na wieczny i cichy sen otulony bądź w grobie.
Abyś nie czuł łez, co płyną po Tobie…’’
Pogrzeb
odbył się 22 września 2005 roku. Jest to kolejna data, którą kibice
będą pamiętać zawsze. Arek spoczął na cmentarzu w jego rodzinnej
Ostrołęce. Na pogrzebie obecna była rodzina, przyjaciele Arka z
Częstochowy, z reprezentacji, trenerzy, działacze i przede wszystkim
setki kibiców, którzy chcieli go godnie pożegnać. ,,Pogrzeb
w Ostrołęce pamiętam cały. I pamiętam Mszę za Arka w Częstochowie. Ale
już po Mszy nic. Uleciało mi, że rozmawiałam z ludźmi, przytulałam i
pocieszałam obce mi dziewczyny. Fanki Arka.’’- tak wspomina pogrzeb swojego męża Agnieszka dla ,,Gali’’. ,,Kiedyś
zapytałam Arka: ,,A co byś zrobił, jakby mnie nie było?’’ Arek
protestował: ,,Co Ty mówisz? Ciebie nie będzie? Jesteś i tyle. I
będziesz. Już Cię tak łatwo nie wypuszczę!’’ I tak się kończyły takie
rozmowy. A po śmierci Arka inaczej patrzę na życie.’’- mówi Agnieszka.
,,Nie umiera ten, kto w pamięci żywych trwa.’’
Czas
biegł szybko. Wydawało się, że Arek jest w kadrze od zawsze… i na
zawsze. Jak wielu z nas nie wyobrażałam sobie kadry bez niego, a w
rozmowach ze znajomymi na temat powołań do kadry, jeszcze długo po 16
września, na pytanie: ,, A kto na środku?’’, padała odpowiedź: ,,No jak
to kto? Arek!’’. A potem tylko cisza…
Alicja Gołaś (babcia Arka):
,,Dlaczego
to nie mnie Bóg zabrał do siebie, tylko jego? To był mój jedyny
wnuczek. To taki ładny dzieciak był od małego. Piękny jak z obrazka. I
dobry. Tyle już w swoim życiu przeżyłam, ale nigdy nie przypuszczałam,
że jeszcze spotka mnie taki straszny cios. Jako dziecko w Płoniawach był
w każde wakacje. Potem przyjeżdżał tu na każde święta. Ostatnio
przyjechał z zaproszeniem na ślub.’’
Krzysztof Ignaczak (przyjaciel Arka):
,,Z
tą informacją zadzwonił do mnie Paweł Zagumny. Nie wierzyłem. Nie
chciałem wierzyć. Znaliśmy się jakieś siedem lat. Od kiedy Arek
przyszedł do Częstochowy. Jakoś tak trzymaliśmy się razem w klubie i
reprezentacji. Zawsze spaliśmy w jednym pokoju na zgrupowaniach. To
wspaniały przyjaciel. Przepraszam… ale nie mogę nawet mówić.’’
,,Ostatnie
nasze zgrupowanie to Spała. Tam Arek dostał od Raula Lozano pseudonim
,,Bestia’’. Choć był wielkim łasuchem, potrafił zjeść dwie tabliczki
czekolady od razu, nigdy nie przytył. W ogóle był wzorem jeśli chodzi o
profesjonalne podejście do sportu. Przekładał naukę nad pieniądze. W
kraju mógł dostać o wiele większy kontrakt, a mimo to pojechał do Włoch,
by się rozwijać. W czwartek wieczorem wyruszył na prezentację w nowym
klubie Lube Banca Macerata. Niestety, była to jego ostatnia podróż…’’
Michał Winiarski (kolega z reprezentacji Arka):
,,Cały
czas trudno w to uwierzyć, że go nie ma, nie dociera do mnie ten fakt.
Wydaje mi się, że zaraz drzwi się otworzą i wejdzie Arek, rzuci jakiś
dowcip, czy zadzwoni do mnie albo ja do niego zadzwonię i będzie jak
dawniej…’’
Sebastian Świderski (kolega z reprezentacji Arka):
,,Miałem
okazję poznać Arka lepiej, bo po kontuzji Pawła Zagumnego mieszkałem z
nim w jednym pokoju. To był wspaniały człowiek. I świetny siatkarz.
Jestem wstrząśnięty, tym bardziej, że przed dwoma dniami byłem na
obiedzie z trenerem Maceraty, zajmującym się treningiem siłowym.
Rozmawialiśmy o Arku. Śmialiśmy się, że czas najwyższy zrobić z niego
atletę, bo to taka chudzina. Wczoraj rozmawiałem o Arku z rozgrywającym
Maceraty- Giacomo Sintinim. W Lube Banca wiązali z Gołasiem duże
nadzieje, liczyli na niego. Nie mogę uwierzyć, że go już z nami nie ma,
że nie stanie więcej pod siatką…’’
Piotr Gruszka (kolega z reprezentacji Arka):
,,Trzy
dni temu spotkaliśmy się na wspólnej imprezie. W piątek o 12:00
zadzwoniłem do Niego, by zapytać jak minęła podróż. Nie odbierał. Nie
wiedziałem jeszcze, co się stało. Arek to był wspaniały facet. Miał
niesamowite poczucie humoru. Był dobrym duchem drużyny.’’
Dawid Murek (kolega z reprezentacji Arka):
,,Trudno
jest to przyjąć. Znaliśmy się, graliśmy razem. To niesprawiedliwe, że
odchodzi taki młody człowiek. Przyszłość była przed nim…’’
Andrzej Szewiński (kolega Arka z AZS-u Częstochowa):
,,Przyszedł
do nas przed kilku laty wesoły i sympatyczny chłopak. Od razu
zobaczyłem w nim wielki siatkarski diament, który wymagał tylko
oszlifowania. Szybko się uczył i pokonywał kolejne szczeble sportowej
kariery. Byliśmy dumni gdy trafił do dobrego klubu w najlepszej lidze
świata, włoskiej Serie A. Mamy teraz rozdarte serca. Cała Częstochowa
płacze…’’
Mirosław Przedpełski (prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej):
,,Pół
godziny temu skończyliśmy podsumowanie siatkarskiego sezonu. Raul
Lozano jest obok mnie. Wiadomość o śmierci Arka wstrząsnęła nami. Trener
nie może wydobyć z siebie słowa… Dla mnie to też straszny szok. Wielka
tragedia i ogromna strata dla polskiej siatkówki.’’
Wojciech Drzyzga:
,,Arek
był skromnym i cichym chłopakiem. Dzięki talentowi i ciężkiej pracy
awansował do pierwszej drużyny AZS-u Częstochowa, w której okazał się
wielkim objawieniem. Awansował też do kadry. Miał fantastyczny sezon w
lidze włoskiej. Bardzo żałuję, że to wszystko tak się skończyło.’’
Ryszard Bosek:
,,Rozmawialiśmy
w czwartek wieczorem tuż przed wyjazdem Arka do Włoch. Przyjechał do
mnie z żoną pożegnać się. Prosiłem ich by jechali ostrożnie, a gdy
poczują się zmęczeni, żeby stanęli na nocleg. Obiecali mi, że tak
zrobią. Pojechali nowiutkim, wygodnym i bezpiecznym samochodem. Arek
niedawno odebrał go z salonu. Bardzo się cieszył z tego wyjazdu.
Macerata to jeden z najlepszych włoskich klubów. Jechał na pierwsze
zgrupowanie. Wszystko układało się tak wspaniale. Zabierał ze sobą żonę,
którą dopiero co poślubił…’’
Remisław Dmochowski (pierwszy trener Arka):
,,Spotkaliśmy
się przed jedenastoma laty. Cechowała go ogromna pracowitość, miłość do
siatkówki i silny charakter. Nigdy nie zapominał skąd wyszedł.
Znajdował czas żeby spotkać się z nami, uczniami miejscowych szkół.
Pokazał nam tutaj wszystkim, że dzięki ogromnej pracowitości możliwy
jest sukces, który nie przysłonił mu miłości do jego małej ojczyzny. Los
za wcześnie przerwał wartościowe życie…’’
Raul Lozano (trener Arka z reprezentacji):
,,Arek
był fantastycznym człowiekiem, jedną z tych osób, które zapadają w
pamięć wszystkim i które wszyscy uwielbiają, bo potrafią usunąć się w
cień i dać z siebie jak najwięcej innym ludziom. Nie znam większej
zalety charakteru, to tak, jakby ktoś ofiarował nam światło w chwili
ciemności.’’
Julio Velasco (argentyński trener):
,,To
wielka strata dla całej siatkówki. Myślę, że Gołaś w ciągu roku dwóch
gry w tak znakomitym klubie stałby się najlepszym środkowym na
świecie.’’
Pamiętali o nim również koledzy z siatkarskich parkietów…
,,Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, niepokonanym…’’
Gołaś
odszedł z życia na ziemi, ale zawsze pozostanie opiekunem drużyny.
Pokazały to zwłaszcza Mistrzostwa Świata w Japonii, które rozgrywały się
rok po jego odejściu. Pomysł oddania hołdu temu wspaniałemu siatkarzowi
pojawił się już w kwietniu 2006 roku. Zamówiono dwadzieścia koszulek z
numerem ,,16’’, w którym Arek grał w reprezentacji. Siatkarze mieli je
założyć, gdy zdobędą jakiś ważny tytuł. Zawodnicy o tym pomyśle
dowiedzieli się dopiero, gdy na Mistrzostwach wygrali półfinał z
Brazylią. ,,W
całej drużynie zapanowało wielkie poruszenie, pomieszane z radością i
zadowoleniem, nie mogliśmy się już doczekać, aby uczcić pamięć
najlepszego z nas w tak wyjątkowym momencie i na oczach całego świata.
Czuliśmy wszyscy, że to będzie ważne.’’- wspomina Raul Lozano.3
grudnia 2006 roku cała dwunastka łącznie z trenerem i sztabem
szkoleniowym stanęła na drugim stopniu podium w identycznych granatowych
koszulkach.
Prawdziwe wzruszenie
zapanowało na warszawskim Okęciu. Siatkarze, pomimo późnej pory, byli
witani jak prawdziwi bohaterowie. Do północy czekało na nich mnóstwo
ludzi ubranych w biało-czerwone barwy. Siatkarze przyznali, że zdobyli
ten medal dla Arka. Wtedy tłum ludzi zaczął skandować: „Arek Gołaś,
Arek!”. Tak, jemu też zawdzięczamy ten medal…- ,,Arkowi,
bardzo skromnemu chłopakowi, trudno było się przestawić, odnaleźć w
świecie popularności. Gdziekolwiek się ruszyliśmy, dziewczyny wzdychały
na jego widok. Kiedyś szliśmy ulicą, spotykają nas kibice i proszą o
zdjęcie. Ponieważ grałem od Arka trochę dłużej, myślałem, że to do mnie.
Odparłem, że nie ma sprawy, i istotnie, chodziło o mnie – tyle że ja
miałem fotografować, a nie pozować.’’- wspomina z uśmiechem wierny przyjaciel Arka, Krzysztof Ignaczak.
,,Lube Banca Macerata dedykuje triumf w Superpucharze Włoch Arkowi’’- głosił oficjalny komunikat klubu- ,,… zawodnikowi, który jechał do nas i nie zdążył dołączyć do zespołu, ale na zawsze będzie z nami…’’
I my kibice też pamiętamy…
,,Tam na dnie został Twój ślad i moja łza,
bo świat się pomylił…’’
Arek
przyciągał do siebie ludzi jak magnes. W mgnieniu oka stał się idolem
nastolatek. Popularność jednak nie przewróciła mu w głowie. ,,(…) Arek unikał mediów, ale szanował fanów. Był bardzo lubiany (…) Mówił, że on tylko gra w siatkówkę. Nie czuł się gwiazdą.’’- wspomina w wywiadzie dla ,,Gali’’ Agnieszka Gołaś. ,,Kiedy
udzielał w telewizji wywiadu, czuł się zakłopotany. Zawsze miał takie
zdanie, że nikt go nie poznaje, bo on jest zwykłą osobą (…) We Włoszech,
gdy byliśmy na zakupach jakiś chłopiec zapytał rodziców, czy to Arki-
bo tam na niego mówią Arki. Rodzice potwierdzili i stanęli żeby
popatrzeć. Akurat dochodziłam do Arka, więc to widziałam. On nie.
Powiedziałam mu, nie uwierzył.’’- wspomina Agnieszka.
Zawsze
będziemy pamiętać. O zepsutych zagrywkach i o atomowych atakach ze
środka. Jednego i drugiego dziś brakuje tak samo. Brakuje uśmiechu,
brakuje rytuału całowania piłki przed serwisem, brakuje szesnastki pod
siatką… Brakuje Arka!
,,Wujek poszedł do Bozi’’- jak to powiedział Krzysztof Ignaczak do swojego synka. Nie mogę uwierzyć, że to już tyle lat. Tyle lat ,,bo świat się pomylił…’’
,,Jeśli na boisku czujesz się jak ptak,
to poczuj jak wspaniale jest latać
i leć jak najwyżej, po marzenia…’’
Czy
wraz z koszulką Arka, która jeszcze niedawno powiewała pod dachami
polskich hal, gdy swoje mecze rozgrywała reprezentacja Polski, zniknęła
również pamięć o młodym siatkarzu? Otóż nie.
Arek
bez wątpienia stał się wzorem dla wielu młodych ludzi, którzy dopiero
zaczynają swoją przygodę ze sportem. Rodzina, przyjaciele, kibice dbają,
by pamięć o wspaniałym, młodym człowieku, który tak wiele osiągnął i
mógł osiągnąć jeszcze więcej, nie zginęła.
Co
roku najzdolniejszemu, młodemu siatkarzowi przyznawana jest statuetka-
AREK. Powstała ona z inicjatywy ,,Super Expresu’’, a zaakceptowana przez
PKOL.
Także co roku rozgrywany
jest Memoriał im. Arkadiusza Gołasia. Pierwsza taka impreza odbyła się w
dniach 23-25 czerwca 2005 roku. 23 czerwca doszło także do nadania jego
imienia hali sportowo- widowiskowej w Ostrołęce.
Z
inicjatywy między innymi Andrzeja Szewińskiego, byłego gracza, a
później prezesa AZS-u powstała pod Jasną Górą Akademia Siatkówki im.
Arkadiusza Gołasia, która docelowo ma działać na terenie całego kraju.
Zamiarem założycieli akademii jest stworzenie dzieciom warunków do
treningów, a jak mówi Andrzej Szewiński przede wszystkim rozszczepieniem
idei sportu.
Nasz
reprezentacyjny Libero i najlepszy przyjaciel Arka- Krzysztof Ignaczak
wszystkie swoje zwycięstwa dedykuje zmarłemu koledze. Aby uczcić pamięć
tego znakomitego siatkarza do końca swojej kariery będzie grał z ,,16’’
na piersiach.
,,To już minęło, te czasy, ten luz
wspaniali ludzie nie powrócą,
nie powrócą już…’’
Wciąż czuję jak całujesz…
jak bliski jesteś mi.
Cierpię nie mogąc cofnąć czasu
powrócić jak odrodzony Anioł.
w tamte chwile i całe dnie…
,,Niezwykle
szybko wytworzyła się między nami emocjonalna więź, więź która
wzbogacała naszą miłość, sprawiała, że wystarczyło tylko się przytulić-
milcząc i oboje wiedzieliśmy co komu leży na serduszku. Ta siła jaką
dawał mi Arek jest we mnie do dziś, dzięki niej potrafię spojrzeć na
świat optymistycznie.’’- mówi Agnieszka.
,,Nigdy więcej nie spotkamy się,
Świecy płomień już zgasł.
Czyjaś droga kończy się, czyjaś początek ma.
Odtąd jedno dobrze wiem,
Kochać trzeba od dziś.
Jutro późno może być,
Bo życie to krótki film…’’
,,Zostałam sama… Nie do końca sama, bo mam swojego Anioła, któremu dedykuję każdy dzień… Dla niego warto żyć…’’
,,Wierzę, że jeszcze spotkamy się.
W kolejnym życiu odnajdę Cię, odnajdę Cię…’’
Moje wspomnienie…
Powiedz dlaczego na świecie,
Tak dziwnie toczą się dni?
Dlaczego ktoś za kimś tęskni?
Dlaczego ktoś o kimś śni?
Dlaczego szczęście ucieka,
Gdy blisko zdaje się być?
Do
dziś pamiętam, jak zaczęła się moja przygoda z siatkówką. Było to w
2004 roku. Był to pierwszy mecz reprezentacji jaki obejrzałam.
Miałam
wtedy jedenaście lat. Siedziałam taka znudzona w fotelu przed
telewizorem i przewracałam bezmyślnie kolejne strony jakieś gazety dla
nastolatek. Tata w tym czasie krzyczał ściskając pilot od telewizora w
dłoni: ,,Byle było pole. Byle było pole.’’ I w końcu słyszę: ,,Aut!’’.
Spojrzałam na tatę, jak na przybysza z innej planety i wróciłam do
czynności, jaką wykonywałam. I nagle komentator w telewizji (dziś wiem,
że był to Tomasz Swędrowski) mówi: ,,A na zagrywce Arkadiusz Gołaś.’’Podniosłam
oczy znad czasopisma i spojrzałam w ekran odbiornika telewizyjnego.
Wtedy go zobaczyłam. Człowieka, siatkarza, któremu zawdzięczam tak
wiele. Na koszulce miał napisane ,,Golas’’, więc rozbawiło mnie to.
Zaciekawił mnie… Był wysoki, przystojny i uśmiech miał wspaniały (teraz
tak nie reaguję na siatkarzy, ale wtedy miałam tylko jedenaście lat i
jego widok wzbudził we mnie reakcję typu: ,,Ojoj! Jaki on cudowny.’’). Spytałam tatę, kim on jest, a on na to: ,,Nadzieja polskiej siatkówki, ale siedź cicho, bo mi przeszkadzasz.’’ I
obejrzałam mecz do końca… Kiedy się kończył miałam wypieki na twarzy i
mocno ściskałam pogniecioną już wtedy gazetę. Spodobało mi się to i już
zostałam z siatkówką…
Do
dzisiejszego dnia pamiętam minę taty, gdy przyszłam do niego po dwóch
dniach od tego pamiętnego meczu i oświadczyłam, że będę grać w
siatkówkę, jak Arek Gołaś. Wtedy mój ojciec nie krył rozbawienia, ale
teraz wiem, że jest ze mnie dumny.
Na
zawsze zapamiętam mecz Polska- Bułgaria rozgrywany w Rzeszowie z
kwalifikacji do Mistrzostw Świata 2006. Byłam wtedy chora i nie mogliśmy
na niego pojechać. Mam to spotkanie nagrane i często wracam do niego.
Arek skaczący do bloku, ten wyskok… Ta radość po każdym zdobytym
punkcie. Na końcu słowa: ,,Jesteśmy na Mistrzostwach Świata’’ i
Arek w otoczeniu kolegów… taki radosny… Oglądając mecze z jego udziałem
mam wrażenie, że frunie w powietrzu. Jego zadowolenie z udanej akcji.
Ten
zawodnik pozostanie w moim sercu na zawsze jako radosny, pełen pasji
człowiek, który wielkimi krokami dążył do perfekcji. Jako człowiek,
który kochał siatkówkę i poświęcił jej całe swoje życie…
Tacy
zawodnicy jak Arkadiusz Gołaś porywają wielu młodych ludzi, którzy
stają się ,,niewolnikami’’ siatkówki. Mnie porwał On, ciekawe jak będzie
z Tobą? Ja wiem jedno: chce dążyć do takiej perfekcji, do jakiej
doszedł ,,Mój siatkarski idol’’. Ilekroć patrzę na koszulkę z jego
autografem wiem, że mogę, że potrafię i kiedyś mi się to uda…
,,Niech ziemia Ci lekką będzie
już nikt nie przerwie Twoich snów, pięknych snów.
Lecz nie zapomnij o tych, którzy z Tobą byli tu…’’
,,Na kiepskich zdjęciach okruchy dawnych dni…
Czyjaś twarz, zapamiętana twarz.’’
Non
omnis moriar… Tak. Zbudowałeś sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu.
Pomnik z cegieł ludzkiej miłości. Miłości nie tylko rodziny i
przyjaciół, ale także tysięcy wiernych kibiców, których serca, tak jak
20 września 2005 roku pod Częstochowską Katedrą wciąż krzyczą: ,,Arek
Gołaś! Arek…’’
,,Świat między wierszami największy ukrył skarb.
Wiesz- w to miejsce czasami odchodzi któryś z nas…’’
Choć
nie ma Cię z nami to z całą pewnością mogę teraz napisać, że patrzysz
na nas z góry, uśmiechasz się gdy widzisz jak dobrze ludzie wypowiadają
się o Tobie… Gdybyś żył, pewnie uznałbyś, że to przesada. Byłeś taki
skromny, nie uważałeś się za wielką gwiazdę. Ale byłeś wielki! Nie tylko
wzrostem, ale przede wszystkim sercem. Każdy fan siatkówki pamięta o
Tobie i zawsze będzie pamiętał…
Napisała: Izabela Piasecka