piątek, 31 sierpnia 2012

31.08. Dzień Bloga

Dzisiaj jest Dzień Bloga. Dzień bardzo ważny dla blogowiczów. Jestem już tutaj od maja, a dokładnie od 01.05. Cały maj pojawiałam się ''tu'' codziennie, potęp nastąpił regres, bo zniknęłam na dobre dwa miesiące. Czemu? Nie wiem, straciłam chyba wiarę i sens pisania, ale od 6 sierpnia powróciłam i teraz piszę co drugi lub trzeci dzień. Teraz mam większą satysfakcję i większy zapał do pracy nad blogiem. Niestety, w życiu mam odwrotnie. Od dłuższego czasu zmagam się z bezsilnością, bólem... i wszystkimi przeciwnościami losu. Jest okropnie. Nie radzę sobie z... życiem. Ciągle odczuwam strach przed codziennością. Ale nie będę już dłużej rozwijać tego tematu. Jest Dzień Bloga, więc przeszukałam niektóre blogi i umieszczam ich, wybrane przeze mnie, refleksje. Oto one:


http://aglaja.blog.onet.pl/
12 września 2008
Zaczynam nowe życie... 

Staje sie mniej wrażliwa na ''przyjaciół'' którzy obrażają się i nie odzywają nie wiadomo o co??...nawet nie zabiegam o wyjaśnienie sytuacji..nie to nie....poświecę wtedy czas innym :) zawsze sa jakies plusy prawda??


http://ebila.blog.onet.pl/

07 marca 2012
Ten nagłówek mógłby byc moim mottem życiowym. Zwłaszcza, odkąd nastał Krzysztof. Tak docenia kazdy wysiłek włożony w to, co gotuję, że jest wdzięcznym ,,zjadaczem". Chyba trochę przytył, i ja też. Ale to takie przyjemne, jeśc razem, przy pięknie nakrytym stole.
W zeszłym tygodniu razem z Kasią- Mariolą nakupiłysmy dziwnych naczyń w komisie meblowym. Kto dzis używa naczyń na jajeczka przepiórcze? Albo talerzyków do fondue? Albo talerzyków na ślimaki? No, my.
I mam plan kupić garnczek do fondue, do tych talerzyków.

Każdego dnia staram się dziękować Bogu, za co, co mi daje. Czasem się zastanawiam, czy to ten sam Bóg, w którego wierzy moja mama.
bila (10:33)


http://monika-ludwa.blogspot.com/

wtorek, 28 sierpnia 2012  Hello! :)

Głowa mi pęka. Czuję się dosłownie jak gong, w który ciągle ktoś wali. Grrr! W zasadzie dopiero co wróciłam do domu, z grilla, na którym byłam może dwie godziny. A teraz mogę się cieszyć chwilową domową samotnością. Ostatnimi czasy zauważyłam u siebie pewną cechę. Wzmagającą się aspołeczność. W ogóle nie czuję potrzeby, ani nie mam ochoty, by gdzieś z kimś wyjść. Trochę się zamknęłam w jakim niezidentyfikowanym pudełku. Ale tak jest mi po prostu dobrze... samej ze sobą.




















































czwartek, 30 sierpnia 2012

Śmieszne w (nie)śmiesznym

Podczas szukania odpowiedniego stomatologa na różnych stronach internetowych, natknęłam się na pewną "niewiadomą". Powiem jaśniej. Pewien pan stomatolog przyjmuje tylko... hmm... No właśnie... i tu pojawia się "znak zapytania". Kiedy ? ( w jakie dni i w jakich godzinach ? )














Odpowiedź nie jest odpowiednią odpowiedzią. Nie wiadomo tak naprawdę kiedy przyjmuje pan 
stomatolog. I jak tu się połapać ?? W jaki dzień przyjść i o której, aby się nie spóźnić?

wtorek, 28 sierpnia 2012

English! English! Lekcja angielskiego

Kilka dni temu znalazłam fajną stronę do nauki j. angielskiego. Można się wiele nauczyć. Umieszczam słówka podane przez założyciela strony na Facebooku. Oto one:

- Moon [mun] - Księżyc
- Sun [san] - Słońce
- Earth [erf] - Ziemia
- Grass [gres] - trawa
- Tulip [tulip] - tulipan
- Rose [rołs] - róża
- pill [pil] - pigułka
- nurse [nurs] - pielęgniarka
- prescription [preskrypszyn] - recepta
- Keyboard [kijbord] - klawiatura
- Printer [printer] - drukarka
- Mouse [małs] - myszka
- Weather [łeder] - pogoda
- Sunny [sany] - słonecznie
- Hot [hot] - gorąco
- Warm [łorm] - ciepło
- Barbecue/Barbeque [barbekju] - grill (w slangu wersja skrótowa BBQ)
- Campfire [kempfajer] - ognisko
- Relaxation [rileksejsien] - relaks
- Arrogant - arogancki
- Army - armia
- Argue - spierać się



A o to kawał również ze strony założyciela profilu:

Pewien Polak po wizycie u brytyjskiego dentysty stracił dwa zęby tylko dlatego, że pokazał palcem, że boli go „tu” (po angielsku "dwa" to "two", czytamy podobnie jak "tu"). Przy następnej wizycie zapewnił sobie jeszcze większą porcję bólu, mówiąc, że chce usunąć „ten” (po angielsku "ten" to "dziesięć") :-)

Źródło: ANGprofil/facebook

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

The pain is terrible!

Dziś przeżywam okropne męczarnie... !!! The pain is terrible. I don't know what I can do. I don't know. Now I'm feeling better but I'm afraid it will be worse. 

Będzie krótko, bo nie mam ochoty pisac. Nie spałam do 5 nad ranem, potem spałam do 9, a teraz nie czuję się najlepiej. Fakt ten, że zbliża się szkoła wcale mnie nie cieszy. Teraz nie będzie mnie w domu 5 dni w tygodniu, tylko sama ze sobą w swoim pokoju. Nie wiem jak dam radę. Moje życie obróci o 180*, bo jakże to inaczej ując? Nowa szkoła, nowe miejsce zamieszkania, nowe znajomości, nowi ludzie, a nawet nowe sklepy. Nie wiem jak ja się tam odnajdę. Po jakimś tygodniu lub kilku opiszę jakie będą moje odczucia.

sobota, 25 sierpnia 2012

Dziś Sobota , Jutro Niedziela...

Dzień z odrobiną luzu, ale przepełniony nudą. Wczoraj miała przyjechać "ciocia" Ela z mężem i córkami, abyśmy mogły się bliżej poznać, bo idziemy razem do szkoły. No i co ? Przyjechali sami, bez dziewczyn ( a niby to po co mama ich zaprosiła ) Okropnie nas zdenerwowali, no ale ludzie są naprawdę dziwni. 

Dzisiaj skończyłam właśnie czytanie książki Nicholas'a Sparksa  pt."Jesienna miłość". Jej oryginalny amerykański tytuł to "A walk to remember" o wiele bardziej mi się podoba niż polski. Książka, o wzruszającej tematyce, bardzo mi się spodobała  Jak to autor nazwał na wstępie: "Najpierw będziecie się uśmiechać, potem zapłaczecie... nie skarżcie się później, że was nie ostrzegałem". Więcej, na temat książek, napiszę w kolejnym poście. Lecę na świeże powietrze... Pa :)

środa, 22 sierpnia 2012

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

"Music is my boyfriend"

Taki napis jak powyżej przeczytałam ostatnio na T-shirtcie jakiejś dziewczyny. Bardzo mi się spodobał. Muzyka sprawia, że człowiek nabiera energii i siły oraz staje się bardziej wartościowy. Pomaga zrozumieć "to" czego człowiek nie umie zrozumieć. Ja osobiście wolę smutne piosenki, to w nich odnajduję siłę do walki. Jestem urodzoną pesymistką, przepełnioną smutkiem, co bywa czasem bardzo bolesne. Ale co mam na to poradzić? Szukam szczęścia, ale nie mogę odnaleźć, więc zagłębiam się w teksty piosenek, które czasem jeszcze bardziej smucą...


Na dzisiaj polecam piosenkę Juli ( od: Jula ) z jej debiutanckiej płyty "Na krawędzi" pt. "Lepszy dzień".

piątek, 17 sierpnia 2012

Jaką masz grupę krwi ?

Osoby, posiadające grupę krwi A, B lub AB, są bardziej narażone na choroby serca niż osoby z najczęściej występującą grupą 0 - wynika z badań naukowców ze Stanów Zjednoczonych. Przy grupie AB ryzyko zwiększa się o 20 procent.
Badaniem objęto około 90.000 kobiet i mężczyzn w dwóch badaniach obserwacyjnych na przeciągu 20 lat. Łącznie 4 070 osób zapadło na choroby serca. Naukowcy wzięli pod uwagę także takie czynniki, jak wiek, dieta, picie alkoholu oraz wywiad rodzinny w kierunku zawału serca.
Ryzyko wystąpienia choroby przy grupie A wyniosło 8 procent, 11 procent przy B i aż 20 procent przy AB. ( Źródło: fitness.wp.pl )

środa, 15 sierpnia 2012

Dzień jak każdy, ale inny.

Dziś święto Matki Zielnej, pogoda wcale nie sprzyja, bo troszkę chłodno na dworze i nudno... przede wszystkim... Hmm, co tu zrobić ? Siedzenie całymi dniami przed telewizorem i laptopem wcale nie polepsza sytuacji. Już 15.08, szkoła niebawem, co mnie wcale nie cieszy :(


Umieszczam znaczenie koloru paznokci. Warto wiedzieć co się nosi.




Trochę sentencji, czyli dobrych, życiowych rad.

 



 
 
źródło: besty.pl

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Arek Gołaś [*]






PAMIĘĆ
- Srebrny medal zdobyty przez reprezentację Polski w XVI Mistrzostwach Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn został zadedykowany Arkadiuszowi Gołasiowi. Podczas ceremonii wręczania medali wszyscy polscy zawodnicy weszli na podium w koszulkach z numerem "16", z którym Gołaś występował w siatkarskiej reprezentacji.
 - 6 grudnia 2006 za wybitne osiągnięcia sportowe, został pośmiertnie odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. 
- Jego imieniem została nazwana hala sportowo-widowiskowa w Ostrołęce, w której począwszy od 2006 r. odbywa się corocznie memoriał im. Arkadiusza Gołasia. ( źródło: Wikipedia)





Źródła: youtube.pl  i  grafika Google

Bo… ,,Arek był Aniołem, a Anioły nie żyją na Ziemi…’’

Wczoraj właśnie Igrzyska Olimpijskie w Londynie dobiegły końca. Impreza kończąca Igrzyska wychodziła ponad normę. Naszym wspaniałym zawodnikom udało się przywieźć do kraju 10 medali. Pomimo że wszyscy stawiali na Naszych Siatkarzy, ale nie udało im się wygrac, to myślę, że każdy wierny kibic będzie o nich pamiętał. Tak jak teraz prawdziwi fani siatkówki pamiętają o  ARKU  GOŁASIU [*]. Chłopaku, który pochodził z moich stron, o który dowiedziałam się dopiero teraz. Wstyd się przyznać, że po 7 latach od jego śmierci, teraz poznałam jego życiorys. Jego osoba wywarła na mnie ogromne wrażenie, a zarazem wielkie wzruszenie oraz miliony wylanych łez... Mam duże pretensje do szkoły, nauczycieli, że nie propagują przeszłości, tak ważnej przeszłości. Nigdy nikt nie wspominał o postaci ARKA. Żaden nauczyciel nie poruszył takiego tematu, uczą wielu niepotrzebnych rzeczy, a zapominają o najważniejszych. To przykre. Byłam zbyt mała, żeby pamiętać Jego osobę ( miałam 9 lat ). Mieszkam 20 km od Jego rodzinnego miasta, a rodzice nigdy nie wspominali o Nim. Gdy teraz pytam, nie za bardzo wiedzą o kogo chodzi ( Może dlatego, że nie interesują się sportem i nie pamiętają wydarzeń sprzed 7 lat ? ). Aktualnie idę do nowej szkoły, do liceum. Będę mieszkała na stancji w O-ce, więc na pewno odwiedzę Arka na cmentarzu. 

Wzruszyła mnie również 7-letnia przyjaźń, która zawiązała się między Arkiem Gołasiem a Krzysztofem Ignaczakiem ( obecnie siatkarz grający w reprezentacji polskiej ). Po śmierci Przyjaciela, Krzysiek przejął Jego numerek z reprezentacji, Jego "16". Ta liczba to było przeznaczenie Arka - 16 lipca 2005 miał wziąć ślub, ale wypadł ważny mecz, więc został przełożony na 21 lipca 2005 ( czwartek, który miał przynieść szczęście ), grał z "16-tką" na koszulce, a także 16 września 2005 miał tragiczny wypadek, w którym zginął jako 24-latek.


Zamieszczam artykuł znaleziony na zyjemysiatka.pl , który najlepiej zobrazował życie Arka. Jestem wdzięczna autorce Izabeli Piaseckiej, która go stworzyła.




Carlos Riuz Zafón pisał, że „są osoby o których się pamięta”. W myśl tej sentencji pamiętamy o wspaniałym siatkarzu – Arkadiuszu Gołasiu, który 16 września 2005 roku zginął w wypadku samochodowym. Nie obchodzimy kolejnej rocznicy Jego śmierci, Arek nie miałby teraz swoich urodzin – po prostu chcemy, aby kibice zawsze o nim pamiętali, każdego dnia.
Bo… ,,Arek był Aniołem, a Anioły nie żyją na Ziemi…’’
Reportaż ku pamięci ,,wielkiego’’ siatkarza, ale przede wszystkim ,,wielkiego’’ człowieka- Arkadiusza Gołasia.
,,Rodzisz się- to znak. Kocha Cię ten świat…’’
8 maja 1981 roku Danuta i Tomasz Gołasiowie pojechali na odpust do Płoniaw. Właśnie wtedy Arek zdecydował się przyjść na świat. Makowski szpital był wtedy w remoncie, dlatego przyszły siatkarz urodził się 10 maja 1981 roku w Przasnyszu. Jego kariera sportowa nie była jednak oczywista od samego początku. W dzieciństwie uległ groźnemu wypadkowi. Upadł z wysokości na beton. Miał wstrząs mózgu i pękniętą czaszkę. Nikt nie sądził, że po czymś takim zostanie zawodowym sportowcem. A jednak pozory czasami mylą…
,,Wszystko się może zdarzyć,
gdy głowa pełna marzeń,
gdy czegoś pragniesz,
gdy bardzo chcesz…’’
Przez całą młodość mieszkał w Ostrołęce. Zaczął grać w siatkówkę już w wieku 10 lat w szkole podstawowej, do której uczęszczał. Nikt nie widział w nim wówczas talentu siatkarskiego. Był wysoki, szczupły i co najważniejsze pracowity. Nigdy się nie poddał i nie zniechęcił. Z upływem czasu dostrzec można, że wysiłki opłaciły się, ponieważ w momencie, kiedy Arek kończył pierwszy etap nauki, zauważył go trener Krzysztof Felczak. ,,Kiedy go zobaczyłem w akcji, byłem pod dużym wrażeniem. Pamiętam, że już wtedy powiedziałem trenerowi kadry kadetów, Edwardowi Sroce, że za rok pokażę mu chłopca, który stanie się objawieniem.’’- mówi Florczak. ,,Ciągle jakaś choroba mu się przyplątywała. Ale gdy wyrósł i dojrzał, kłopoty zdrowotne się skończyły. A innych nigdy z nim nie było. Chętnie pracował na treningach, dobrze się czuł. Już w czasach kadeckich mówiłem mu żeby szlifował języki obce. Wiedziałem, że trafi do ligi włoskiej, że zrobi karierę.’’- dodaje. W ten sposób w 1996 roku piętnastoletni wówczas Arek trafił do MKS MOS Wola Warszawa. Uczył się w liceum ogólnokształcącym, trafił do internatu na Żoliborzu. Nie od razu jednak stał się graczem pierwszej szóstki klubu ze stolicy. Przychodząc do MOS-u grał przeciętnie, bronił jedynie niesamowitym wyskokiem, którego co ciekawe nie powinien mieć ten, kto ma płaskostopie. Arek je miał, ale udowodnił, że ciężką pracą i wytrwałością można pokonać każdą przeszkodę, jeśli tylko naprawdę się tego chce. ,,Kiedy Arek do nas przyjechał z Ostrołęki, ktoś zażartował: To będzie nasza maskotka. Grać w siatkówkę nie umie, ale skacze jak kangur.’’- wspomina Krzysztof Zimnicki, trener i dyrektor MOS-u Wola. I tak Arek stał się ,,maskotką’’. Traktowano go w ten sposób, a jednak nie załamał się i pracował dalej. Bardzo szybko stał się podstawowym graczem klubu. Wtedy przyszedł czas na pierwsze sukcesy…
,,Jesteśmy mistrzami moi przyjaciele i będziemy walczyć dalej aż do końca…’’
W drugiej klasie liceum dostał powołanie do drużyny kadetów. Wraz z nimi zdobył w 1998 roku wicemistrzostwo Polski kadetów, rok później brązowy medal Mistrzostw Świata kadetów w Arabii Saudyjskiej. ,,Miętosił ten medal w kieszeni i nie wiedział jak się pochwalić. To był bardzo skromny chłopak. Sukces go nie zepsuł.’’- wspomina Dmochowski. Po trzech latach spędzonych w Warszawie Arek zmienił szkołę. Przeniósł się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Spale. Tam jako junior zdobył kolejny tytuł wicemistrzowski. W 2000 roku udało mu się wywalczyć pierwszy złoty medal Mistrzostw Polski.
Po zdaniu matury Gołaś podpisał kontrakt z AZS-em Częstochową. Uważano go wtedy za młodego środkowego ze śmiesznym dołeczkiem w brodzie, w którym drzemał ogromny talent. Wielu krytykowało pomysł ściągnięcia do klubu tego gracza. Jednak, dziewiętnastoletni wówczas Gołaś nie bał się konkurencji. Błyskawicznie robił postępy. W pierwszym składzie grał dzięki kontuzji Siergieja Orlenki. Udało mu się wykorzystać ofiarowaną przez los szansę. Razem z nim do zespołu dołączył Krzysztof Ignaczak…
Siedem lat przyjaźni to prezent od Boga…
Krzysztof Ignaczak i Arkadiusz Gołaś poznali się w 1996 roku w Rzeszowie. Krzysiek był na zgrupowaniu kadry B, a Arek uczniem SMS Spały. Jednak ich przyjaźń rozkwitła, gdy obaj reprezentowali barwy klubu spod Jasnej Góry. Bardzo szybko znaleźli wspólny język i w bardzo krótkim czasie przenieśli boiskową przyjaźń do życia prywatnego. ,,(…)Wiedzieliśmy, że to przeznaczenie postawiło nas na tej wspólnej drodze. Zaczęliśmy po meczach chodzić na wspólne kolacje, od czasu do czasu robiliśmy wypady na dyskoteki, byliśmy młodzi, chcieliśmy potańczyć, miło spędzić ten wolny czas, którego nigdy wiele nie było, jak to w wyczynowym uprawianiu sportu (…)’’- wspomina Igła, przyjaciel ,,Gołego’’. W Częstochowie Arek poznał także swoją przyszłą żonę-Agnieszkę….
,,Nie byłaś do końca normalną dziewczyną…’’
W lutym 2001 roku Arek poznał, jak się później okazało miłość swojego życia, Agnieszkę Dziewońską. Każde z nich miało wtedy swoje życie prywatne. Ona miała chłopaka, on miał dziewczynę. Spotykali się jedynie ,,całą paczką’’ na stopie koleżeńskiej. ,,(…) Pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie Arek: nieśmiały i kochany, to chyba każdy mógł o nim powiedzieć nawet nie znając go (…)’’- wspomina pierwsze spotkanie Agnieszka. W tym samym roku Arek rozpoczął grę w seniorskiej reprezentacji…
,,Dla Polskich marzeń, uczuć,
atakiem wiary, zwycięstwu lżej,
będą dni chwały, radości łez…’’
W 2001 roku zaczęła się jego krótka, ale jakże piękna przygoda z seniorską reprezentacją Polski.,,Arek był nie tylko świetnym sportowcem, ale normalnym, spokojnym człowiekiem. A w naszych czasach to wielka i rzadka zaleta.’’- mówi Ryszard Bosek, który powołał dwudziestoletniego wówczas Gołasia do reprezentacji Polski. ,,Już wtedy wiedziałem, że będzie wielkim graczem. Wierzyłem w niego i nie zawiodłem się…’’ Pierwszy mecz z seniorami Gołaś rozegrał w katowickim Spodku, w finale Ligi Światowej. Był to debiut jak najbardziej udany. Od tej pory już zawsze był na liście reprezentantów Polski. Niestety najczęściej jednak występował jako rezerwowy. Arek studiował na Politechnice Częstochowskiej, na kierunku Wychowania Fizycznego razem z Krzysztofem Ignaczakiem, Michałem Winiarskim i Jakubem Oczko. Bywało, że czasami nie docierał na zajęcia, wymawiając się później treningami. Siatkarz długo starał się pogodzić naukę z pracą, ostatecznie jednak zrezygnował z nauki. Wtedy Arek nie wiedział jeszcze, że wracając do Częstochowy na sezon ligowy czeka go coś niezwykłego…
,,Ktoś mnie pokochał świat nagle zawirował,
bo ktoś mnie pokochał na dobre i na złe…’’
Kiedy Arek wrócił z kadry do Częstochowy na ligę. Życie prywatne zarówno jego jak i Agnieszki wyglądało zupełnie inaczej. Oboje byli sami. ,,(…) Kolejne wspólne spotkanie ze znajomymi-siedzieliśmy- naprzeciwko siebie i użalaliśmy się nad sobą, że jesteśmy tacy nieszczęśliwi, i że pewnie sobie życia nie ułożymy, bo jesteśmy za dobrzy- innym dajemy z siebie sto procent, a nikt tego nie docenia i nie odwzajemnia naszej miłości i przywiązania. I nim się obejrzeliśmy, minęły trzy tygodnie i byliśmy razem.’’- przypomina Agnieszka. ,,Znajomość nasza kwitła, wszystko się szybko potoczyło. Było tak, że na ,,dzień dobry’’ coś nas do siebie ciągnęło, dobrze się w swoim towarzystwie czuliśmy, tak było od samego początku. Arek był bardzo nieśmiały. Ja też do śmiałych nie należę- mówi się, że swój swego znajdzie- to powiedzenie w naszym przypadku się sprawdziło.’’- dodaje. ,,Byliśmy sobie pisani- nasz związek rozkwitł 21 listopada, w dniu naszego pierwszego pocałunku. Już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy razem, razem mimo wszystko.’’- kończy.
Siatkówka, siatkówka, siatkówka, ale i… fotografia oraz komputery…
Życie Arka podporządkowane było jego największej miłości- siatkówce. Jednak miał też inne pasje. Fotografia i komputery to był jego konik, który pochłaniał go bez reszty. Znał się na tym. Kupował fachowe pisma i chętnie doradzał kolegom. ,,(…) Pasja fotograficzna zaczęła się bardzo niewinnie- od zwykłego aparatu, a skończyło się na profesjonalnym sprzęcie i całej fotograficznej obróbce. Uwielbiał to. Były to takie jego hobbistyczne ucieczki w swoje zdjęcia przed otaczającymi go sytuacjami (…)’’- opowiada dla ,,Magazynu Siatkówka’’ Agnieszka.
,,Za żonę pojąć dziś Cię chcę,
dla Ciebie uczyć się ortografii…’’
,,Dzień oświadczyn… Pamiętam bardzo dobrze. To było zabawne. Bardzo zabawne. Zupełnie niespodziewane. Razem tworzyliśmy zwariowaną parę. Żyliśmy trwając chwilą. Wracaliśmy z Ostrołęki. Był 8 marca. Arek zaczął ten dzień od wręczenia kwiatów mamie i mi. Siostra- Kasia studiowała wtedy już w Warszawie, więc życzenia złożył telefonicznie. Byłyśmy kobietami jego życia. Jechaliśmy do Spały. Arek miał tam zgrupowanie związane z przerwą ligową. Po drodze zdążyliśmy w Warszawie zrobić małą przerwę. Do Galerii Mokotów wpadliśmy na małe zakupy. W międzyczasie koledzy dzwonili już do Arka, informując, o której jest trening. Trzeba było się spieszyć. Zostało nam około trzech godzin, by dojechać do Spały. Nawet na konkretny obiad nie było czasu. Postawiliśmy na szybkie jedzenie. Kto by pomyślał, że zdążyliśmy zaręczyć się tego dnia. Chodząc po sklepach, między innymi, oglądaliśmy się też za biżuterią. W pewnym momencie, Arek zapytał mnie, w jakim rozmiarze noszę pierścionki… zaczęliśmy mierzyć. Arek już wtedy wiedział, co mnie czeka, ale ja niczego się nie spodziewałam. Wcześniej pierścionek zaręczynowy był już pewny- mierzony. Sprytnie to sobie zaplanował. Wtedy byliśmy ze sobą ponad trzy lata. Wszystko zmierzało ku zaręczynom, ale, że akurat w takich okolicznościach, tego dnia… to nie myślałam. W pewnym momencie Arek powiedział, że mnie przeprasza, ale musi mnie zostawić na chwilkę. Powiedziałam: ,,Pewnie, nie ma sprawy.’’ Minęło pięć, dziesięć, pieniście minut, a Arka nie było. Jak już dotarł to biegiem wsiedliśmy do samochodu. Śmiałam się, że lepiej będzie jak przebierze się na trening w samochodzie, bo jak dojedziemy do Spały, to prosto pobiegnie na halę. Bałam się, że się spóźni. Arek spokojnie odpowiedział, żebym się nie martwiła, bo zdążymy… W pewnym momencie Arek zjechał na bok drogi. Zatrzymał się w lasku. Pamiętam to miejsce. Nigdy go nie zapomnę. Wyciągnął coś z kieszeni i to właśnie była ta chwila, ten czas i to miejsce. To coś, to było pudełeczko, a w nim zaręczynowy pierścionek. Arek pomógł mi je otworzyć… Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam pierścionek… Byłam w szoku. Arek powiedział mi wiele ciepłych słów. Ledwo mogłam złapać oddech. ,,Oczywiście, że się zgadzam.’’- powiedziałam. ,,Ale to naprawdę pierścionek zaręczynowy?’’- pytałam. Nie mogłam w to wielkie szczęście uwierzyć… W tej chwili romantyczny obrazek się skończył. Spała czekała. Wsteczny i gazem na trening. Taka była proza życia. ,,Nie mogłem czekać. Nie wytrzymałbym.’’- mówił Arek- ,,Przez tydzień nie widzenia Ciebie, bym patrzył na pierścionek i tęsknił, i żałował, że zwlekałem z oświadczynami.’’ Zapamiętam ten dzień, który bardzo pielęgnuję w sercu. Po powrocie Arka ze Spały uczciliśmy to wydarzenie. Poszliśmy na kolację, cieszyliśmy się każdą chwilą. Każda wspólnie spędzona chwila była wykorzystana przez nas w stu procentach, tak jakby świat miał się zaraz skończyć.’’- opowiada Agnieszka.
Siatkarz o ,,atomowej’’ zagrywce i ,,stratosferycznym’’ zasięgu…
Na Mistrzostwach Świata w Argentynie w 2002 roku, Arek znalazł się jako jedyny przedstawiciel ,,młodego pokolenia’’. Nadszedł czas na występy na turnieju kwalifikacyjnym w Lipsku oraz na Mistrzostwach Europy. W reprezentacji długo występował jako rezerwowy. Trener Gościniak powołał Arka do kadry na turniej kwalifikacyjny w Portugalii. W sezonie 2002/2003 szkoleniowcy zdecydowali, że wystąpi jako podstawowy środkowy. Zastąpił na tej pozycji Marcina Nowaka. Gołaś był wówczas najlepiej punktującym nie tylko grupy, ale i turnieju. Pod przywództwem Raula Lozano, podczas rozgrywek Ligi Światowej wraz z reprezentacją biało- czerwonych zdobył czwarte miejsce. W czasie eliminacji do Mistrzostw Świata w 2006 w Rzeszowie zajęli drugie miejsce w grupie. Dzięki temu zapewnili sobie walkę o Mistrzostwo Świata. ,,(…) Zapamiętam na zawsze jego wieczny uśmiech, którym witał nas codziennie rano, oraz jego godną pozazdroszczenia gotowość do gry, absolutnie wyjątkową nawet na tle tak zdyscyplinowanej drużyny jak nasza.’’- wspomina Raul Lozano w swojej autobiografii. Środkowy był dobrym duchem drużyny. Na każdym treningu i meczu dawał z siebie wszystko, Arka okrzyknięto największym objawieniem siatkarskim ostatnich lat. Był obdarzony doskonałą predyspozycją fizyczną. Szybkie postępy zawdzięczał swojej pracowitości. Jego zasięg śp. Zdzisław Ambroziak określił jako ,,stratosferyczny’’. Polskim środkowym zaczęły interesować się inne kluby.
Po zaręczynach Arek podpisał kontrakt z Włoską Padwą. Było to spełnienie jego marzeń. Miał okazję spróbować swoich sił w najmocniejszej lidze świata. ,,Propozycja z Padwy to było spełnienie moich marzeń. Na pewno było mi ciężko opuścić Częstochowę. Spędziłem w niej cztery lata i jestem naprawdę przywiązany do tego miasta. Jednak musiałem zmienić środowisko, zacząć zbierać nowe doświadczenia i umiejętności. Nie miałem wątpliwości, że powinienem wyjechać.’’- mówił Arek w jednym z wywiadów. Klub nie należał do czołówki Serie A, ale dla niego najważniejsze było grać i zdobywać nowe doświadczenia. Nie chciał być rezerwowym. ,,Wyjeżdżając do Padwy mówił, że jedzie do Serie A, aby nauczyć się blokować, gdyż wielu zarzucało mu słabość w tym elemencie. Wracając po pierwszym sezonie cieszył się i chwalił ile to on tam się nauczył.’’- wspomina dla ,,Magazynu Siatkówka’’ Krzysztof Ignaczak. Nikt nie oczekiwał od młodego Polaka cudów, jednak Gołaś znowu umiejętnie wykorzystał szansę, jaką dał mu los. Szybko wdarł się do podstawowej szóstki, co więcej, grał w niej tak dobrze, że został wybrany do drużyny obcokrajowców na mecz gwiazd Serie A z reprezentacją Włoch. ,,Jest to tradycyjne spotkanie, w którym występ jest zaszczytem i powodem do dumy. Grałem kilka razy w takim meczu, ale działo się to w czasach kiedy byliśmy najlepsi na świecie. Teraz do tego grona jest trudniej się przebić, więc można cieszyć się, że doceniono Gołasia.’’- powiedział PAP mistrz olimpijski i świata Ryszard Bosek.
W Padwie Arek polubił także spędzanie czasu w kuchni. Jak mówi Agnieszka: ,,Jego potrawy były perfekcyjnie doprawione i miały niepowtarzalny smak.’’ Potwierdza to również Igła, który za czasów gry Arka w Częstochowie bardzo cenił sobie, przyrządzone przez przyjaciela… kanapki z baleronem.,,We Włoszech podszkolił się w gotowaniu i sprzątaniu, ale od dzieciństwa był typem, u którego wszystko miało swoje miejsce. Radził sobie super. Zaprzyjaźnił się z chłopakami, zwłaszcza z reprezentantem Holandii Robem Bontje. Nazywali ich w Padwie bliźniakami- na dodatek byli z tego samego rocznika i między nimi było dosłownie dwa dni różnicy. Mieliśmy przyjaciela Włocha Garghy, też siatkarza, który do tej pory gra w Padwie. On też należał do grona kumpli z boiska. Chłopcy uwielbiali szperać po Internecie, wymieniać się nowinkami technicznymi- dyskutowali o różnym sprzęcie, samochodach- mogli o tym rozmawiać godzinami. Ja i dziewczyna Roba Bontje w ogóle tego nie mogłyśmy pojąć, ale oni zapominali wtedy o całym świecie.’’- opowiada Agnieszka. Pierwszy sezon Arka we włoskiej Serie A był bardzo udany. Jednak klub przeżywający kłopoty finansowe musiał zgodzić się na odejście kilku zawodników. Gołaś skorzystał z okazji i już w czerwcu 2005 roku podpisał kontrakt z czołowym klubem ligi włoskiej Lube Banca Macerata. ,,To jedyny klub, który potrafił porozumieć się z Padwą w mojej sprawie. Inne również się interesowały, ale właśnie Macerata zaproponowała najkorzystniejsze warunki finansowe i pozyskała mnie. Jest to klub bardziej utytułowany niż Padwa.’’- opowiadał Gołaś.
,,Bierzesz przyjacielu żonę.
Twoja sprawa i Twój los…’’
Ogromna niespodzianka, którą prowadzący imprezę wspólnie przygotowali z kibicami dla Gołasia miała miejsce po jednym z meczy reprezentacji, w którym główną rolę odegrał właśnie Arek. Kiedy kibice wraz z zawodnikami fetowali sukces, z głośników popłynęły takie oto słowa: ,,Proszę państwa, bardzo prosimy o uwagę, ponieważ mamy dla państwa jedną bardzo ważną wiadomość. Otóż jutrzejszy mecz z Rosją będzie ostatnim występem Arkadiusza Gołasia w Reprezentacji Polski…’’ W tym momencie spiker zawiesił głos, a w hali zrobiło się tak cicho, że słychać było radiowych komentatorów, którzy prowadzili jeszcze swoje relacje. Ludzie z niedowierzaniem spoglądali na siebie, to samo zaczęli robić nasi reprezentanci, którzy wzrokiem szukali Gołasia. On sam zrobił wielkie oczy i wyglądał na zdziwionego. Uśmiechnął się dopiero w chwili, kiedy spiker dodał, że będzie to ostatni mecz w stanie kawalerskim. Publiczność odśpiewała Arkowi ,,Sto lat’’, zawodnicy utworzyli szpaler, pod którym przeszedł przyszły pan młody, a z głośników popłynął Marsz Mendelssohna. ,,Ale numer.’’- powiedział siedzący wśród kibiców Piotr Gacek, który nie mógł opanować śmiechu, kiedy widział, jak nastoletnie fanki talentu Gołasia zaczęły ukradkiem ocierać łzy. ,,To co się stało w hali w Rzeszowie po meczu, było bardzo miłe. W życiu się nie spodziewałem, ze mogę się aż tak dobrze czuć. Fajnie to wszystko wyszło, bo nawet moi koledzy z reprezentacji nie wiedzieli, że coś takiego się wydarzy. Oni też byli zaskoczeni i reagowali bardzo spontanicznie. Wszystkim kibicom dziękuję za życzenia.’’- opowiadał Gołaś.
,,Już mi niosą suknię z welonem…’’
Ślub Arka i Agnieszki miał początkowo odbyć się 16 lipca, ale niestety Gołaś w tym czasie grał mecz, więc uroczystość została przesunięta na czwartek, 22 lipca. ,,Ten dzień miał nam przynieść szczęście.’’- mówi Agnieszka. ,,Przygotowania do ślubu odbywały się bardzo szybko, zawsze było mało czasu spędzonego razem, w takich chwilach wszystko jest na głowie dziewczyn- czy formalności, czy urządzenie domu, różne zakupy, później wychowywanie dzieci, w dużej mierze spoczywa na barkach żon (…) W dniu ślubu nie spałam nerwowo. Wstałam rano i zaczęły się przygotowania. Spałam u rodziców. Mamy jednego fryzjera, naszego przyjaciela Patryka, do niego była cała rodzinna kolejka – na początek Arek, potem bracia, mama, a na końcu ja. W między czasie Arek odebrał bukiet ślubny, było ogólne zamieszanie jak to w takim dniu, każdy miał coś do zrobienia, pewnie dlatego tak szybko nam minął ten dzień do chwili zaślubin. Tryskaliśmy humorem- wszyscy nas podziwiali, że tak bezstresowo to przechodziliśmy – żarty, wygłupy. Nasi rodzice byli bardziej spięci, rodzice zawsze najbardziej przeżywają dzień ślubu swoich dzieci. Wszystko układało się idealnie i spokojnie dopóki nie zadzwonił mój tata. Tata ma dobre poczucie humoru, tak jak ja – zadzwonił z pretensją, gdzie ja jestem i co robię, bo Arek już jest w domu, a mnie nie ma. A ja mówię, że przecież jeszcze czas, tata wtedy rzucił, że żartuje, ale Madzia już przyjechała i czekała na mnie. Magda Szymańska była moją druhną, a Krzysiek Ignaczak drużbą Arka. Tym telefonem tata wprowadził mnie w chwilowy stresik, który szybko minął. Wróciłam do domu, zaczęło się ubieranie, końcowe przygotowania, Arek dzwonił, czy już może wyjeżdżać z kamerzystą i fotografem, czy wszystko już gotowe. Naszym aparatem, a bardziej Arka opiekował się mój kuzyn Michał, więc aparat uczestniczył i w przygotowaniach i w ceremonii ślubnej. Arek sam nie mógł robić zdjęć, więc coś musiał z tym zrobić, znalazł wyjście, chodź na weselu nie odpuścił i porobił kilka fajnych zdjęć. Magda mi pomogła w ubieraniu, ostatnie poprawki…przyjechał Arek ze swoimi rodzicami i z Krzyśkiem …zaczęło się błogosławieństwo. Wzruszająca chwila- wiele pięknych słów, drżenie głosu rodziców, a my spokojni, uśmiechnięci, szczęśliwi. Trzymający się za ręce wolnym krokiem ruszyliśmy do kościoła. Tradycja robienia ,,bramek” i wykupywania jest u nas bardzo żywa, więc tych bramek na naszej trasie było sporo. Pięknie ozdobione, zrobione w formie siatki, z zawieszonymi piłkami siatkarskimi, w każdej był element siatkarski, znajomi bardzo się postarali, było pięknie. W kościele wszyscy już na nas czekali. My się cały czas uśmiechaliśmy, byliśmy szczęśliwi. Do ołtarza Arek szedł z mamą, później mnie tata poprowadził do Arka- to piękny zwyczaj. Za nami drugie połówki naszych rodziców, a za nimi świadkowie. Tata, jak to tata ze łzami w oczach mnie oddawał Arkowi przed ołtarzem. Pamiętam to jak dziś… -,,Jest teraz Twoja…’’- powiedział. Gości w kościele było bardzo dużo, rodzina, znajomi, koledzy, koleżanki moje i Arka, kibice, ledwo się wszyscy pomieścili. Patrząc sobie w oczy z uśmiechem złożyliśmy przysięgę, potem wymiana obrączek. Było dość chłodno w tym dniu, ale nasze serca były gorące, pełne miłości i spełnienia. Moim marzeniem było jechać z kościoła na salę weselną dorożką, Arek zgodził się na ten pomysł natychmiast. To było moje pragnienie pojechać konikami, jechaliśmy, pozdrawialiśmy ludzi, wszyscy zwracali na nas uwagę. To był piękny dzień, pod każdym względem, nieco chłodno jak na środek lata, ale nam to nie przeszkadzało. Było sporo śmiesznych sytuacji podczas naszej podróży, ludzie wyglądali przez okna i machali do nas. Wesele… Arek nie lubił tańczyć, szczególnie w parach, musiałam nad nim popracować, bo jak bez tańców w takim dniu. Całkiem dobrze mu to wychodziło. Tańczył ze wszystkimi i nikt nie narzekał, wręcz przeciwnie. Wesele minęło bardzo szybko, jak cały dzień, na który tak się czeka. To dziwne uczucie, ale dni pełne emocji zawsze szybko się kończą. Orkiestra grała i śpiewała… chłopcy też dorwali się do mikrofonów, dali nam wspaniały koncert, trzeba było ich odciągać, bo za bardzo nie chcieli kończyć swoich występów. Podróż poślubna trwała dwa i pół dnia, to chyba najkrótsza podróż, ale dobrze, że była, nigdy jej nie zapomnę. Pojechaliśmy z Ignaczakami i ich Sebastiankiem do Wisły. Tam był właśnie wspominany już wujek rekin i ciocia Aga, która musiała ratować Sebastianka przed tym drapieżnikiem. Iwona Ignaczak jest tłumaczem języka angielskiego i uczy Sebastianka rożnych słówek, wtedy na tapecie był rekin- shark. Sebastian lubił to słowo powtarzać. Pływaliśmy w basenie i wiadomo, jak jest woda, to powinien być rekin i padło na wujka Arka, zabawa była przednia. Wujek Arek przybrał postać rekina, Sebastianek uciekał, woda pryskała, a Arek go gonił. Ubaw był niesamowity. Arek uwielbiał dzieci, a one odwzajemniały to uczucie. Po tych dwóch dniach reprezentacja szykował się na wyjazd na mistrzostwa Europy do Rzymu. Po Mistrzostwach Europy wrócili i Arek miał tydzień wolnego, aby stawić się w nowym klubie Lube Banca Macerata. Ten tydzień jak każdy inny, jak każdy wspólnie spędzony czas, wykorzystywaliśmy go maksymalnie, ciesząc się sobą, rodziną, przyjaciółmi. Przecież już niedługo mieliśmy być daleko od bliskich. Miał się zacząć nowy, cudowny etap w naszym życiu…’’- wspomina Agnieszka.
,,A miało być tak pięknie,
miało nie wiać w oczy nam
i ociekać szczęściem.
Miało być sto lat, sto lat…’’
Arek i Agnieszka Gołasiowie jechali do Włoch. Mieli tam rozpocząć nowe, piękne życie. Arek miał wziąć udział w pierwszym treningu w swoim nowym klubie. Oboje marzyli by wrócić z Italii we trójkę ,,(…) Dzieci… nasze największe marzenie. Arek miał coś w sobie, jakoś sprawiał, że wszystkie dzieci go uwielbiały. Był pogodny i zwariowany wśród nich (…) Wokół mnie zawsze jest dużo dzieci, tak samo było z Arkiem. Był kochanym wujkiem… dla niektórych wujkiem rekinem.’’- powiedziała dla ,,Magazynu Siatkówka’’ Agnieszka. Na łamach ,,Gali’’ mogliśmy również przeczytać o niespełnionym marzeniu: ,,Dojrzewaliśmy do założenia rodziny. To chyba największa dojrzałość, kiedy młode osoby postanawiają, że chcą stworzyć małe ,,Gołasiątka’’, jak żartowaliśmy (…)’’.
,,Życie choć piękne tak kruche jest.
Wystarczy chwila by zgasić je.’’
16 września 2005 rok. Godzina 7:10. Autostrada A2 w Giffen, Austria. Jedna chwila zmieniła całe ich życie. Byli młodzi i szczęśliwi. Jechali by spełniać swoje marzenia. W pewnym momencie samochód Gołasiów nagle zjechał na prawą stronę i uderzył w betonową podstawę ściany dźwiękoszczelnej. Arek zginął na miejscu. Podobno nie spojrzał nawet śmierci w oczy, bo zginął na miejscu. Agnieszkę przewieziono do szpitala. ,,Dwa lata temu Arek kupił Forda Focusa. Kiedy dowiedziałem się o wypadku, pomyślałem w pierwszej chwili, że coś z tym Focusem się stało, że może jakaś awaria. Ale potem dowiedziałem się, że jechał nową Toyotą Avensis, którą odebrał zaledwie kilka dni wcześniej. Nawet nie chce gdybać co się stało, ale faktycznie 7:10 to czas spania. Może więc przysnęli.’’- zastanawiał się Dmochowski. ,,Podobno po wypadku byłam przytomna, ale nic nie pamiętam. Z podróży tylko to, że cały czas spałam. Arek pierwszy prowadził samochód. Pamiętam, jak mnie obudził i powiedział: ,,Przesiadaj się, bo jestem zmęczony. Jak coś, to mnie obudź.’’ Tylko to pamiętam. I ze szpitala wyrywkowe rzeczy. Po wypadku powtarzano mi, że Arek jest w innym szpitalu i nie wiedzą, co mu jest. Rodzice jechali do Austrii, już wiedząc, co się stało. A ja podobno postawiłam szpital na nogi. Zrobiłam awanturę, że nie chcą mnie puścić do Arka. Zadzwoniłam do taty, żeby ratowali mi męża. Pamiętam tylko migawki. Jedno mrugnięcie powieki: wsiadamy do samochodu, drugie mrugnięcie: szpital. Trzecie: już są rodzice i mówią, co się stało.’’- opowiada o wypadku dla ,,Gali’’ Agnieszka.
,,Na wieczny i cichy sen otulony bądź w grobie.
Abyś nie czuł łez, co płyną po Tobie…’’
Pogrzeb odbył się 22 września 2005 roku. Jest to kolejna data, którą kibice będą pamiętać zawsze. Arek spoczął na cmentarzu w jego rodzinnej Ostrołęce. Na pogrzebie obecna była rodzina, przyjaciele Arka z Częstochowy, z reprezentacji, trenerzy, działacze i przede wszystkim setki kibiców, którzy chcieli go godnie pożegnać. ,,Pogrzeb w Ostrołęce pamiętam cały. I pamiętam Mszę za Arka w Częstochowie. Ale już po Mszy nic. Uleciało mi, że rozmawiałam z ludźmi, przytulałam i pocieszałam obce mi dziewczyny. Fanki Arka.’’- tak wspomina pogrzeb swojego męża Agnieszka dla ,,Gali’’. ,,Kiedyś zapytałam Arka: ,,A co byś zrobił, jakby mnie nie było?’’ Arek protestował: ,,Co Ty mówisz? Ciebie nie będzie? Jesteś i tyle. I będziesz. Już Cię tak łatwo nie wypuszczę!’’ I tak się kończyły takie rozmowy. A po śmierci Arka inaczej patrzę na życie.’’- mówi Agnieszka.


,,Nie umiera ten, kto w pamięci żywych trwa.’’
Czas biegł szybko. Wydawało się, że Arek jest w kadrze od zawsze… i na zawsze. Jak wielu z nas nie wyobrażałam sobie kadry bez niego, a w rozmowach ze znajomymi na temat powołań do kadry, jeszcze długo po 16 września, na pytanie: ,, A kto na środku?’’, padała odpowiedź: ,,No jak to kto? Arek!’’. A potem tylko cisza…
Alicja Gołaś (babcia Arka):
,,Dlaczego to nie mnie Bóg zabrał do siebie, tylko jego? To był mój jedyny wnuczek. To taki ładny dzieciak był od małego. Piękny jak z obrazka. I dobry. Tyle już w swoim życiu przeżyłam, ale nigdy nie przypuszczałam, że jeszcze spotka mnie taki straszny cios. Jako dziecko w Płoniawach był w każde wakacje. Potem przyjeżdżał tu na każde święta. Ostatnio przyjechał z zaproszeniem na ślub.’’
Krzysztof Ignaczak (przyjaciel Arka):
,,Z tą informacją zadzwonił do mnie Paweł Zagumny. Nie wierzyłem. Nie chciałem wierzyć. Znaliśmy się jakieś siedem lat. Od kiedy Arek przyszedł do Częstochowy. Jakoś tak trzymaliśmy się razem w klubie i reprezentacji. Zawsze spaliśmy w jednym pokoju na zgrupowaniach. To wspaniały przyjaciel. Przepraszam… ale nie mogę nawet mówić.’’
,,Ostatnie nasze zgrupowanie to Spała. Tam Arek dostał od Raula Lozano pseudonim ,,Bestia’’. Choć był wielkim łasuchem, potrafił zjeść dwie tabliczki czekolady od razu, nigdy nie przytył. W ogóle był wzorem jeśli chodzi o profesjonalne podejście do sportu. Przekładał naukę nad pieniądze. W kraju mógł dostać o wiele większy kontrakt, a mimo to pojechał do Włoch, by się rozwijać. W czwartek wieczorem wyruszył na prezentację w nowym klubie Lube Banca Macerata. Niestety, była to jego ostatnia podróż…’’
Michał Winiarski (kolega z reprezentacji Arka):
,,Cały czas trudno w to uwierzyć, że go nie ma, nie dociera do mnie ten fakt. Wydaje mi się, że zaraz drzwi się otworzą i wejdzie Arek, rzuci jakiś dowcip, czy zadzwoni do mnie albo ja do niego zadzwonię i będzie jak dawniej…’’
Sebastian Świderski (kolega z reprezentacji Arka):
,,Miałem okazję poznać Arka lepiej, bo po kontuzji Pawła Zagumnego mieszkałem z nim w jednym pokoju. To był wspaniały człowiek. I świetny siatkarz. Jestem wstrząśnięty, tym bardziej, że przed dwoma dniami byłem na obiedzie z trenerem Maceraty, zajmującym się treningiem siłowym. Rozmawialiśmy o Arku. Śmialiśmy się, że czas najwyższy zrobić z niego atletę, bo to taka chudzina. Wczoraj rozmawiałem o Arku z rozgrywającym Maceraty- Giacomo Sintinim. W Lube Banca wiązali z Gołasiem duże nadzieje, liczyli na niego. Nie mogę uwierzyć, że go już z nami nie ma, że nie stanie więcej pod siatką…’’
Piotr Gruszka (kolega z reprezentacji Arka):
,,Trzy dni temu spotkaliśmy się na wspólnej imprezie. W piątek o 12:00 zadzwoniłem do Niego, by zapytać jak minęła podróż. Nie odbierał. Nie wiedziałem jeszcze, co się stało. Arek to był wspaniały facet. Miał niesamowite poczucie humoru. Był dobrym duchem drużyny.’’
Dawid Murek (kolega z reprezentacji Arka):
,,Trudno jest to przyjąć. Znaliśmy się, graliśmy razem. To niesprawiedliwe, że odchodzi taki młody człowiek. Przyszłość była przed nim…’’
Andrzej Szewiński (kolega Arka z AZS-u Częstochowa):
,,Przyszedł do nas przed kilku laty wesoły i sympatyczny chłopak. Od razu zobaczyłem w nim wielki siatkarski diament, który wymagał tylko oszlifowania. Szybko się uczył i pokonywał kolejne szczeble sportowej kariery. Byliśmy dumni gdy trafił do dobrego klubu w najlepszej lidze świata, włoskiej Serie A. Mamy teraz rozdarte serca. Cała Częstochowa płacze…’’
Mirosław Przedpełski (prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej):
,,Pół godziny temu skończyliśmy podsumowanie siatkarskiego sezonu. Raul Lozano jest obok mnie. Wiadomość o śmierci Arka wstrząsnęła nami. Trener nie może wydobyć z siebie słowa… Dla mnie to też straszny szok. Wielka tragedia i ogromna strata dla polskiej siatkówki.’’
Wojciech Drzyzga:
,,Arek był skromnym i cichym chłopakiem. Dzięki talentowi i ciężkiej pracy awansował do pierwszej drużyny AZS-u Częstochowa, w której okazał się wielkim objawieniem. Awansował też do kadry. Miał fantastyczny sezon w lidze włoskiej. Bardzo żałuję, że to wszystko tak się skończyło.’’
Ryszard Bosek:
,,Rozmawialiśmy w czwartek wieczorem tuż przed wyjazdem Arka do Włoch. Przyjechał do mnie z żoną pożegnać się. Prosiłem ich by jechali ostrożnie, a gdy poczują się zmęczeni, żeby stanęli na nocleg. Obiecali mi, że tak zrobią. Pojechali nowiutkim, wygodnym i bezpiecznym samochodem. Arek niedawno odebrał go z salonu. Bardzo się cieszył z tego wyjazdu. Macerata to jeden z najlepszych włoskich klubów. Jechał na pierwsze zgrupowanie. Wszystko układało się tak wspaniale. Zabierał ze sobą żonę, którą dopiero co poślubił…’’
Remisław Dmochowski (pierwszy trener Arka):
,,Spotkaliśmy się przed jedenastoma laty. Cechowała go ogromna pracowitość, miłość do siatkówki i silny charakter. Nigdy nie zapominał skąd wyszedł. Znajdował czas żeby spotkać się z nami, uczniami miejscowych szkół. Pokazał nam tutaj wszystkim, że dzięki ogromnej pracowitości możliwy jest sukces, który nie przysłonił mu miłości do jego małej ojczyzny. Los za wcześnie przerwał wartościowe życie…’’
Raul Lozano (trener Arka z reprezentacji):
,,Arek był fantastycznym człowiekiem, jedną z tych osób, które zapadają w pamięć wszystkim i które wszyscy uwielbiają, bo potrafią usunąć się w cień i dać z siebie jak najwięcej innym ludziom. Nie znam większej zalety charakteru, to tak, jakby ktoś ofiarował nam światło w chwili ciemności.’’
Julio Velasco (argentyński trener):
,,To wielka strata dla całej siatkówki. Myślę, że Gołaś w ciągu roku dwóch gry w tak znakomitym klubie stałby się najlepszym środkowym na świecie.’’


Pamiętali o nim również koledzy z siatkarskich parkietów…
,,Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, niepokonanym…’’
Gołaś odszedł z życia na ziemi, ale zawsze pozostanie opiekunem drużyny. Pokazały to zwłaszcza Mistrzostwa Świata w Japonii, które rozgrywały się rok po jego odejściu. Pomysł oddania hołdu temu wspaniałemu siatkarzowi pojawił się już w kwietniu 2006 roku. Zamówiono dwadzieścia koszulek z numerem ,,16’’, w którym Arek grał w reprezentacji. Siatkarze mieli je założyć, gdy zdobędą jakiś ważny tytuł. Zawodnicy o tym pomyśle dowiedzieli się dopiero, gdy na Mistrzostwach wygrali półfinał z Brazylią. ,,W całej drużynie zapanowało wielkie poruszenie, pomieszane z radością i zadowoleniem, nie mogliśmy się już doczekać, aby uczcić pamięć najlepszego z nas w tak wyjątkowym momencie i na oczach całego świata. Czuliśmy wszyscy, że to będzie ważne.’’- wspomina Raul Lozano.3 grudnia 2006 roku cała dwunastka łącznie z trenerem i sztabem szkoleniowym stanęła na drugim stopniu podium w identycznych granatowych koszulkach.
Prawdziwe wzruszenie zapanowało na warszawskim Okęciu. Siatkarze, pomimo późnej pory, byli witani jak prawdziwi bohaterowie. Do północy czekało na nich mnóstwo ludzi ubranych w biało-czerwone barwy. Siatkarze przyznali, że zdobyli ten medal dla Arka. Wtedy tłum ludzi zaczął skandować: „Arek Gołaś, Arek!”. Tak, jemu też zawdzięczamy ten medal…- ,,Arkowi, bardzo skromnemu chłopakowi, trudno było się przestawić, odnaleźć w świecie popularności. Gdziekolwiek się ruszyliśmy, dziewczyny wzdychały na jego widok. Kiedyś szliśmy ulicą, spotykają nas kibice i proszą o zdjęcie. Ponieważ grałem od Arka trochę dłużej, myślałem, że to do mnie. Odparłem, że nie ma sprawy, i istotnie, chodziło o mnie – tyle że ja miałem fotografować, a nie pozować.’’- wspomina z uśmiechem wierny przyjaciel Arka, Krzysztof Ignaczak.
,,Lube Banca Macerata dedykuje triumf w Superpucharze Włoch Arkowi’’- głosił oficjalny komunikat klubu- ,,… zawodnikowi, który jechał do nas i nie zdążył dołączyć do zespołu, ale na zawsze będzie z nami…’’


I my kibice też pamiętamy…
,,Tam na dnie został Twój ślad i moja łza,
bo świat się pomylił…’’
Arek przyciągał do siebie ludzi jak magnes. W mgnieniu oka stał się idolem nastolatek. Popularność jednak nie przewróciła mu w głowie. ,,(…) Arek unikał mediów, ale szanował fanów. Był bardzo lubiany (…) Mówił, że on tylko gra w siatkówkę. Nie czuł się gwiazdą.’’- wspomina w wywiadzie dla ,,Gali’’ Agnieszka Gołaś. ,,Kiedy udzielał w telewizji wywiadu, czuł się zakłopotany. Zawsze miał takie zdanie, że nikt go nie poznaje, bo on jest zwykłą osobą (…) We Włoszech, gdy byliśmy na zakupach jakiś chłopiec zapytał rodziców, czy to Arki- bo tam na niego mówią Arki. Rodzice potwierdzili i stanęli żeby popatrzeć. Akurat dochodziłam do Arka, więc to widziałam. On nie. Powiedziałam mu, nie uwierzył.’’- wspomina Agnieszka.
Zawsze będziemy pamiętać. O zepsutych zagrywkach i o atomowych atakach ze środka. Jednego i drugiego dziś brakuje tak samo. Brakuje uśmiechu, brakuje rytuału całowania piłki przed serwisem, brakuje szesnastki pod siatką… Brakuje Arka!
,,Wujek poszedł do Bozi’’- jak to powiedział Krzysztof Ignaczak do swojego synka. Nie mogę uwierzyć, że to już tyle lat. Tyle lat ,,bo świat się pomylił…’’
,,Jeśli na boisku czujesz się jak ptak,
to poczuj jak wspaniale jest latać
i leć jak najwyżej, po marzenia…’’
Czy wraz z koszulką Arka, która jeszcze niedawno powiewała pod dachami polskich hal, gdy swoje mecze rozgrywała reprezentacja Polski, zniknęła również pamięć o młodym siatkarzu? Otóż nie.
Arek bez wątpienia stał się wzorem dla wielu młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze sportem. Rodzina, przyjaciele, kibice dbają, by pamięć o wspaniałym, młodym człowieku, który tak wiele osiągnął i mógł osiągnąć jeszcze więcej, nie zginęła.
Co roku najzdolniejszemu, młodemu siatkarzowi przyznawana jest statuetka- AREK. Powstała ona z inicjatywy ,,Super Expresu’’, a zaakceptowana przez PKOL.
Także co roku rozgrywany jest Memoriał im. Arkadiusza Gołasia. Pierwsza taka impreza odbyła się w dniach 23-25 czerwca 2005 roku. 23 czerwca doszło także do nadania jego imienia hali sportowo- widowiskowej w Ostrołęce.
Z inicjatywy między innymi Andrzeja Szewińskiego, byłego gracza, a później prezesa AZS-u powstała pod Jasną Górą Akademia Siatkówki im. Arkadiusza Gołasia, która docelowo ma działać na terenie całego kraju. Zamiarem założycieli akademii jest stworzenie dzieciom warunków do treningów, a jak mówi Andrzej Szewiński przede wszystkim rozszczepieniem idei sportu.
Nasz reprezentacyjny Libero i najlepszy przyjaciel Arka- Krzysztof Ignaczak wszystkie swoje zwycięstwa dedykuje zmarłemu koledze. Aby uczcić pamięć tego znakomitego siatkarza do końca swojej kariery będzie grał z ,,16’’ na piersiach.
,,To już minęło, te czasy, ten luz
wspaniali ludzie nie powrócą,
nie powrócą już…’’
Wciąż czuję jak całujesz…
jak bliski jesteś mi.
Cierpię nie mogąc cofnąć czasu
powrócić jak odrodzony Anioł.
w tamte chwile i całe dnie…
,,Niezwykle szybko wytworzyła się między nami emocjonalna więź, więź która wzbogacała naszą miłość, sprawiała, że wystarczyło tylko się przytulić- milcząc i oboje wiedzieliśmy co komu leży na serduszku. Ta siła jaką dawał mi Arek jest we mnie do dziś, dzięki niej potrafię spojrzeć na świat optymistycznie.’’- mówi Agnieszka.
,,Nigdy więcej nie spotkamy się,
Świecy płomień już zgasł.
Czyjaś droga kończy się, czyjaś początek ma.
Odtąd jedno dobrze wiem,
Kochać trzeba od dziś.
Jutro późno może być,
Bo życie to krótki film…’’
,,Zostałam sama… Nie do końca sama, bo mam swojego Anioła, któremu dedykuję każdy dzień… Dla niego warto żyć…’’
,,Wierzę, że jeszcze spotkamy się.
W kolejnym życiu odnajdę Cię, odnajdę Cię…’’
Moje wspomnienie…
Powiedz dlaczego na świecie,
Tak dziwnie toczą się dni?
Dlaczego ktoś za kimś tęskni?
Dlaczego ktoś o kimś śni?
Dlaczego szczęście ucieka,
Gdy blisko zdaje się być?
Do dziś pamiętam, jak zaczęła się moja przygoda z siatkówką. Było to w 2004 roku. Był to pierwszy mecz reprezentacji jaki obejrzałam.
Miałam wtedy jedenaście lat. Siedziałam taka znudzona w fotelu przed telewizorem i przewracałam bezmyślnie kolejne strony jakieś gazety dla nastolatek. Tata w tym czasie krzyczał ściskając pilot od telewizora w dłoni: ,,Byle było pole. Byle było pole.’’ I w końcu słyszę: ,,Aut!’’. Spojrzałam na tatę, jak na przybysza z innej planety i wróciłam do czynności, jaką wykonywałam. I nagle komentator w telewizji (dziś wiem, że był to Tomasz Swędrowski) mówi: ,,A na zagrywce Arkadiusz Gołaś.’’Podniosłam oczy znad czasopisma i spojrzałam w ekran odbiornika telewizyjnego. Wtedy go zobaczyłam. Człowieka, siatkarza, któremu zawdzięczam tak wiele. Na koszulce miał napisane ,,Golas’’, więc rozbawiło mnie to. Zaciekawił mnie… Był wysoki, przystojny i uśmiech miał wspaniały (teraz tak nie reaguję na siatkarzy, ale wtedy miałam tylko jedenaście lat i jego widok wzbudził we mnie reakcję typu: ,,Ojoj! Jaki on cudowny.’’). Spytałam tatę, kim on jest, a on na to: ,,Nadzieja polskiej siatkówki, ale siedź cicho, bo mi przeszkadzasz.’’ I obejrzałam mecz do końca… Kiedy się kończył miałam wypieki na twarzy i mocno ściskałam pogniecioną już wtedy gazetę. Spodobało mi się to i już zostałam z siatkówką…
Do dzisiejszego dnia pamiętam minę taty, gdy przyszłam do niego po dwóch dniach od tego pamiętnego meczu i oświadczyłam, że będę grać w siatkówkę, jak Arek Gołaś. Wtedy mój ojciec nie krył rozbawienia, ale teraz wiem, że jest ze mnie dumny.
Na zawsze zapamiętam mecz Polska- Bułgaria rozgrywany w Rzeszowie z kwalifikacji do Mistrzostw Świata 2006. Byłam wtedy chora i nie mogliśmy na niego pojechać. Mam to spotkanie nagrane i często wracam do niego. Arek skaczący do bloku, ten wyskok… Ta radość po każdym zdobytym punkcie. Na końcu słowa: ,,Jesteśmy na Mistrzostwach Świata’’ i Arek w otoczeniu kolegów… taki radosny… Oglądając mecze z jego udziałem mam wrażenie, że frunie w powietrzu. Jego zadowolenie z udanej akcji.
Ten zawodnik pozostanie w moim sercu na zawsze jako radosny, pełen pasji człowiek, który wielkimi krokami dążył do perfekcji. Jako człowiek, który kochał siatkówkę i poświęcił jej całe swoje życie…
Tacy zawodnicy jak Arkadiusz Gołaś porywają wielu młodych ludzi, którzy stają się ,,niewolnikami’’ siatkówki. Mnie porwał On, ciekawe jak będzie z Tobą? Ja wiem jedno: chce dążyć do takiej perfekcji, do jakiej doszedł ,,Mój siatkarski idol’’. Ilekroć patrzę na koszulkę z jego autografem wiem, że mogę, że potrafię i kiedyś mi się to uda…
,,Niech ziemia Ci lekką będzie
już nikt nie przerwie Twoich snów, pięknych snów.
Lecz nie zapomnij o tych, którzy z Tobą byli tu…’’
,,Na kiepskich zdjęciach okruchy dawnych dni…
Czyjaś twarz, zapamiętana twarz.’’
Non omnis moriar… Tak. Zbudowałeś sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Pomnik z cegieł ludzkiej miłości. Miłości nie tylko rodziny i przyjaciół, ale także tysięcy wiernych kibiców, których serca, tak jak 20 września 2005 roku pod Częstochowską Katedrą wciąż krzyczą: ,,Arek Gołaś! Arek…’’
,,Świat między wierszami największy ukrył skarb.
Wiesz- w to miejsce czasami odchodzi któryś z nas…’’
Choć nie ma Cię z nami to z całą pewnością mogę teraz napisać, że patrzysz na nas z góry, uśmiechasz się gdy widzisz jak dobrze ludzie wypowiadają się o Tobie… Gdybyś żył, pewnie uznałbyś, że to przesada. Byłeś taki skromny, nie uważałeś się za wielką gwiazdę. Ale byłeś wielki! Nie tylko wzrostem, ale przede wszystkim sercem. Każdy fan siatkówki pamięta o Tobie i zawsze będzie pamiętał…

Napisała: Izabela Piasecka